~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~
Chmura rozkrojona skrzydłem motyla
przelatuje wysoko
nad błyskiem moich oczu boi się
spojrzeć słońcu w oczy
woli pierzchnąć niżeli zniknąć
słońce rozsypuje promienie
jak ja swoje dziesięć palców nad ciszą łąki
w samo południe
bose nogi nie plamiąc zieleni
stąpają po ziemi czując dotyk nieba
za mną szumi potok woda w nim ucieka
a mój czas stanął w miejscu
złożył skrzydła senny wije się pośród traw
szukając wytchnienia.
Podrywa się z krzesła, zabierając przy okazji swoje notatki i co najważniejsze - zeszyt z nutami i opuszcza salę. Tuż za nią idzie Natalia z Maxim. Kompletnie przez przypadek słyszy ich rozmowę. Ostro wymieniają swoje poglądy i od razu można było spostrzec, że się o coś zażarcie kłócą.
Odwraca się lekko za siebie i styka się spojrzeniem z dwójką kłócących się ludzi. Oni tylko rzucają jej mizerny uśmiech i od razu skręcają w prawo, wracając do kłótni.
Przyciska mocniej do siebie teczkę z różnymi zapiskami i skręca w przeciwną stronę. Przez chwilę zamyśla się nad tym czy aby Ludmiła już właśnie skończyła swoje zajęcia. Zna ją naprawdę krótko, ale polubiła tą osobę do tego stopnia, że jest w stanie stwierdzić, że mogłyby w przyszłości zostać naprawdę najlepszymi przyjaciółkami.
Dobrze pamięta, że nigdy nie należała do osób towarzyskich. Zawsze stara się być zimna i obojętna. Może dlatego, że nie lubi się sparzyć ... Kiedyś, jeśli dobrze pamięta, miała przyjaciółkę. Poznała ją na wakacjach, właśnie tu w Buenos Aires. Zaufała jej. Były najlepszymi przyjaciółkami. Później wydarzył się wypadek, którego do tej pory nie pamięta i nie wie czy będzie kiedykolwiek w stanie sobie przypomnieć jakieś konkretne fragmenty. Od tamtego czasu ich znajomość od tak zniknęła. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że nawet nie wie co się stało. To wszystko działo się w tak dużym tempie. Wypadek, powrót do Włoszech ... A dopiero nie tak dawno o wszystkim raczyli jej powiedzieć rodzice.
Potrząsa głową z wymalowanym grymasem na twarzy. Im bardziej chce sobie przypomnieć cokolwiek z tamtego dnia, tym bardziej temu wszystkiemu, coś albo ktoś, nie pozwala by wspomnienia wróciły i na nowo odżyły.
Dziś, gdy to wszystko dawno
Idzie pewnym krokiem kierując się do swojego akademickiego pokoju. Gdzieś tak w połowie zajęć przypomniała sobie, że zaraz po zakończeniu pierwszych lekcji, będzie musiała się zabrać za wypakowanie swoich ubrań z walizki. Jak zwykle, w zwyczaju ma odkładanie wszystkiego na później do momentu kiedy to już nie ma znaczenia i nie ma sensu się za to zabierać.
Gdzieś w oddali zauważa znajomą twarz. Nie jest pewna czy to właśnie on. Nawet nie zauważa kiedy niespodziewanie na jej twarzy pojawia się uśmiech. Nigdy tak gwałtownie i pochopnie nie reaguje. Przecież nawet go nie zna. Rozmawiali (o ile można nazwać to rozmową) dosłownie przez chwilę. Co się ze mną dzieję, szybko karci się w myślach. Głupia.
Przybiera kamienną twarz i obojętnie, na bezpieczną odległość przechodzi jakby nigdy nic. Niespodziewanie ktoś do niej dobiega. Przez chwilę jej serce kołacze jak oszalałe. Ciężko wzdycha gdy widzi przed sobą roztrzepaną i w jakże znakomitym humorze, blondynkę. A jeszcze przez chwilę śmiała stwierdzić, że naprawdę polubiła tą dziewczynę ...
- Wszędzie cię szukałam ! - chwyta pod rękę, dokądś prowadzi.
- Byłam na zajęciach. - odpowiada jeszcze poruszona tym nagłym pojawieniem się obok swojej współlokatorki.
- Ahh wiem, wiem, ale nie o to mi chodzi. - macha lekceważąco ręką. - Spacer, Leon ... I jak ?
- Słucham ? - ściąga brwi, czegoś tu nie rozumie.
- Tak wiem, wiem ... Ale uwierz mi Leon to naprawdę świetny mężczyzna. Znam się z nim od dzieciństwa.
- Ale ... - zatrzymuje się gwałtownie.
Szybko przerywa, nie dając dojść do słowa. - To dobry człowiek ... - zamyśla się przez chwilę. - Tylko często w związkach zostawał zraniony ...
- Lu, ale o czym ty mówisz ? Nawet go nie znam. - patrzą w stronę bruneta stojącego z jakąś grupką swoich znajomych. On, odwraca się i posyła w ich kierunku przejrzysty uśmiech.
- Wiem. - no tak zawsze wie wszystko ... - Ale kiedyś ... - uśmiecha się tajemniczo.
Idzie dalej. Wraz z blondynką zmierza do pokoju. Przez całą drogę dziewczyna zasypuje różnymi opowieściami, Włoszkę. Nie znają się długo, ale wydaję się jakby znała cały życiorys blondynki. W przeciągu paru minut, Ludmiła potrafi streścić połowę swojego życia. Nie, żeby ją to nie interesowało, ale mogłaby chodź na chwilę umilknąć. Ceni sobie ciszę ...
Wspomnienie II : Cisza.
Hałas, który rani jej uszy, powoli nie może go znieść.
Zatrzaskuje drzwi, opada, naciągając na twarz poduszkę, zatapiając się w niej po uszy. Nie może, nie potrafi już dłużej tego znieść. Codziennie, jedno i to samo aż do znudzenia.
Nienawidzę cię!, słyszy z dołu krzyki i po mimo starań, bardzo wyraźnie.
I znowu ...
Zaciska opuszki palców co raz mocniej na poduszce. Ciągle słyszy, a jedynie czego pragnie to ciszy. Nie chce, na siłę wypycha z umysłu wszystko co słyszy. Z oczu płyną łzy.
A oni nawet nie zważają, że ranią. Zażarcie kłócą się. Ciągle sypią się przekleństwa, obelgi. Nie zwracają uwagi, że ona, mająca zaledwie siedem lat, płacze.
A niebo grzmi, że pozwalają by ten anioł uronił przynajmniej jedną łzę.
Trzęsie się ze strachu, pyta w myślach kiedy to się skończy ? Oczekuje odpowiedzi, czeka aż któreś z rodziców w końcu wyjdzie z domu by ochłonąć, bo przecież to jedyne rozwiązanie by na chwilę w domu zapanował spokój i cisza.
Nie wytrzymuje. Podrywa się z łóżka, wychodzi z pokoju. Ociera słone łzy, które gdzieś jeszcze błądzą, spływając z policzków. Zbiega ze schodów. Zaciska małe piąstki. W końcu zbiera się na odwagę i ile sił w płucach ...
krzyczy ...
CISZA !
- zwracając na siebie uwagę.
Spoglądają to na siebie to na nią, zdezorientowani. Po chwili opamiętania podbiega do niej rodzicielka, obejmuje i szczelnie przytula.
PrzepraszamSTOPJużNigdyWięcejSTOPPrzepraszam...
Już z dala widzi drzwi do pokoju. Chce w końcu położyć się na łóżku i z powrotem móc zajrzeć do swojej książki. W myślach przypomina sobie, na którym momencie bestselerowej książki, skończyła czytać. Zastanawia się jaki będzie dalszy los głównej bohaterki, co sprawia, że podsyca chęć jak najszybszego chwycenia lektury w swoje ręce.
Blondynka, która do tej pory nawijała jak szalona opowiadając o każdym z swoich przyjaciół, których dzisiaj miała okazje przez nią poznać, zamilkła. Jej twarz przybrała szybko inny wyraz.
- I co było dalej ? - stara się jakoś podtrzymać rozmowę bo jak do tej pory nie odzywała się ani słowem, a słuchała jednym uchem. - Lu ? - potrząsa ją za ramię, lekko zaniepokojona.
Dziewczyna skupiona na jednym punkcie z przymrużonymi oczami i ewidentną nienawiścią spogląda gdzieś w dal. Stara się zrozumieć o co chodzi. Może się obraziła, przebiega przez jej myśli, a blondynka zdaje się być nie ugięta. Na jej czole pojawia się żyła, która pulsuje w złości.
Przełyka gorzko ślinę, chwyta mocno za nadgarstek i ciągnie za sobą.
- O co cho ... - nie zdąża zapytać. Ta odwraca się gwałtownie i z zaciętością w oczach wbija swój wzrok w nią.
- Gdyby cokolwiek mówili, nie reaguj. - wymierza w nią wskazującym palcem.
- Kto ? - rozgląda się. Nie widzi tu nikogo podejrzanego, kto mógłby sprawić, że blondynka aż gotuje się z złości.
- Widzisz ich ? - wskazuje skinięciem głowy na grupkę ludzi stojących obok schodów.
Wytęża wzrok. Widzi, ale co z tego ? Dalej nic nie rozumie. Spogląda na blondynkę i jej oblicze, które jak do tej pory, nie miała okazji oglądać. Najwyraźniej nie zna ją na tyle dobrze, bo nawet nie wie co wywołało u niej taką nagłą złość, a przecież w swoich opowiadaniach tym się jeszcze nie chwaliła.
- Są na tym samym roku. Znam paru z nich z liceum ... - podąża wzrokiem w miejsce, gdzie blondynka aktualnie spogląda zza ramienia.
- Kto to ? - pyta o osobę na której przed chwilą skupiał się wzrok Ludmiły.
- Hm ? Ahh ! - splątuje ręce na klatce piersiowej. - To Federico Pasquarelii. - przewija naokoło oczami. - Znam go z liceum i osobiście nienawidzę go z całego serca. - mówi z zaciętością.
Przygląda się każdemu z osobna. Przez chwilę zastanawia się o co może chodzić skoro Lu wygląda i sprawia wrażenie bardzo miłej i sympatycznej osoby, która mogłaby się zaprzyjaźnić z każdym. Co więc sprawiło, że tak bardzo nienawidzi tego człowieka ?
Jej wzrok styka się z tajemniczym chłopakiem o kruczoczarnych włosach i równie dobrze, czarnych, zawładniętych przez ciemność, jak ocean o północy, oczu. Od razu przeszywa ją dziwny dreszcz sięgający od stóp do głów. Czuje jakby skądś go już znała, jakby widziała ...
Ucieka spojrzeniem. Spogląda na czubki swoich butów. Ostatnio, jeśli dobrze pamięta, w swoich snach, a nawet w nie których momentach (w rzeczywistości rzecz jasna) jakby go widziała.
Nie jest całkiem pewna. Unosi jeszcze raz wzrok. Patrzy na niego. Czuje jak niespodziewanie oplata ją fala zimnego powiewu wiatru przez co aż włoski na jej rękach unoszą się do góry. Po mimo obojętnej fasady, coś jakby przełamuje się w niej, coś jakby całą tą pustkę, wypełniło ją na raz.
- Francesca. - szturcha ją, przywołując do porządku.
Odchrząkuje. - T-tak ? - odzywa się zachrypniętym, wyważonym głosem, nagle zapominając gdzie jest - odkrywając przez całą tą (jak dla niej) wieczność, tajemniczość chłopaka, który hipnotyzuje ją, wprawiając w kompletne zatracenie się w poczuciu czasu.
Blondynka bełkocze coś pod nosem, szarpiąc się z swoją torbą, usilnie próbując wsadzić do niej na raz wszystkie książki.
- Emm ... Lu, kto to ? - pyta nie pewnie, nie wiedząc czy sama chce wiedzieć.
- Kto ? - podnosi wzrok.
- No ten ... - próbuje wskazać na chłopaka, młodego mężczyznę?, który jeszcze dosłownie przed kilkoma sekundami, stał opierając się o ścianę. - Nie ważne ...
Wchodzi za blondynką do pokoju, jeszcze raz oglądając się za siebie, w miejsce gdzie nie dawno stał tajemniczy chłopak.
Przecież na pewno tam stał, myśli.
*
nieco później
Chodzi po pokoju, nie może zagrzać nigdzie miejsca. Minęło parę godzin, ale to nie zmienia faktu, że tak szybko ochłonie z emocji, bo ilekroć przypomni sobie tą włoską gębę, która ma wymalowany ten chytry uśmieszek pod nosem, skierowany do niej, ma odruchy wymiotne. Gdyby mogła zdarła by mu ten uśmiech z twarzy i wtedy ona śmiała by mu się prosto w twarz.
Przysiada na łóżku i nawet nie spodziewając się, z nerwów drga jej noga. Ponownie wstaje i zaczyna krążyć po pokoju, bo najwyraźniej siedzenie jej w niczym nie pomorze, a w szczególności nie w zachowaniu spokoju. Co to, to nie ...
Ciężko wzdycha. Nie wie co ze sobą zrobić. Wie, że musi zająć umysł czymś innym, jak na przykład ... Spogląda na mały stoliczek stojący przy jej łóżku. Już któryś raz z kolei, podchodzi i decyduje się w końcu na posklejanie tego przeklętego wazonu.Przysiada przy stoliczku i bierze pierwszy lepszy kawałek o kilku, ostro zakończonych końcach. Szuka jak po między puzzlami, odpowiedniego fragmentu, który mógłby pasować. Nigdy nie lubiła takich zabaw. Układanie jakiś układanek, puzzli, to zawsze ją męczyło i w nie których momentach, doprowadzało do szału. Nigdy nie była dość cierpliwa ...
Znowu coś bełkocze pod nosem, pewnie jakieś przekleństwa dotyczące rozbitego wazonu. Rzuca kawałkiem porcelany o resztę i opada do tyłu na łóżku. Ma dość. Jest święcie przekonana, że tego wazonu nie da się poskładać, a aktualnie nadaje się tylko i wyłącznie na śmieci. Gdyby nie Fran, już dawno by go z nerwów wyrzuciła. Nawet za okno, dodaje w myślach i uśmiecha się na samą myśl wyobrażenia sobie takiej sceny.
Spogląda na Włoszkę, która jest pochłonięta w czytaniu jakiejś książki. Bardzo polubiła tą osobę, mimo tego, że jest jej kompletnym przeciwieństwem. Po mimo tej fasady obojętności, kryje się coś więcej i jest o tym doskonale przekonana. Ta rola w ogóle do niej nie pasuje, chodź dalej ją odgrywa, ukrywając się za maską. Czuję, że ta dziewczyna jest inna. Na pozór sprawia inne wrażenie, ale tak naprawdę, gdzieś w głębi duszy jest mocno zraniona, albo po prostu nie chce być zraniona.
Marszczy brwi, kogoś jej przypomina. Po woli się domyśla. Już wie. Potakuje głową. No tak ... Zwykle, chodź nie świadomie, zaprzyjaźnia się z ludźmi podobnymi do niej samej.
Po mimo tego, że różnice po między nimi dwiema są tak bardzo uchwytne i rzucają się na pierwszy rzut oka, wie, że nie bez powodu i przyczyny tak bardzo polubiła tą osobę. Zdaje sobie sprawę, że czasami aż nad to przytłacza ją swoim wybuchowym i nieco zwariowanym charakterem, ale taka właśnie jest.
Zawsze stara się emanować dobrą energią, zarażać wszystkich swoim dobrym samopoczuciem. Od zawsze taka była. Radosna, nastawiona pozytywnie do świata, ciesząca się z każdej małej rzeczy.
Uśmiecha się, życie jest piękne. I mocno wierzy
Od nie pamiętnych czasów, zawsze taka była. Po mimo tego umie zachować spokój, ale nie na długo. Ludzie mają do niej zaufanie, lubią ją, a ona cieszy się z tego powodu bo lubi być w centrum uwagi, lubi szacunek, aprobatę, taka jest, tak ?
Nawet nie zauważa kiedy cały gniew już dawno ulotnił się. Kręci głową, i po co były te nerwy ?
- Wszystko w porządku ? - pyta brunetka unosząc brwi do góry, siedząc na łóżku, na drugim końcu pokoju.
- Jasne. - uśmiecha się.
No tak przed chwilą była jak burza i szalała rozgniewana po całym pokoju, a teraz śmieje się sama do siebie (ale taka jest, pamiętasz ?).
- Pójdę się przejść. - oświadcza po chwili namysłu.
Brunetka kiwa po woli głową, bacznie przyglądając się jej. Chyba myśli, że zwariowała, no cóż nie dziwi się jej.
Opuszcza pokój i wolnym krokiem, z wysoko postawioną głową do góry udaje się na dziedziniec. Chce zaczerpnąć świeżego powietrza i dokładnie móc wpatrywać się w słońce, które po woli chowa się za horyzontem. Świat staje się wtedy taki magiczny. Słońce ogrzewa już ostatkami sił, swoimi ciepłymi, żółto-pomarańczowymi promieniami, powierzchnię ziemi. Gdyby mogła, zatrzymała by czas właśnie w tym momencie.
Na myśl od razu przychodzi jej postać Marco. Oboje kochają wpatrywać się godzinami w zachód słońca.
Wspomnienie III : Promienie.
Siedzi na rozkładanym krześle w ogródku, ogrzewając się w promieniach słońca. Dokładnie rozkoszuje się chwilą, każdą godziną, minutą, sekundą ...
Przymyka powieki. Wciąga do płuc zapach jeszcze nie dawno skoszonej trawy. Nie chce otwierać z powrotem oczu. Boi się, że gdy to zrobi, to wszystko zniknie jak za sprawą magicznej różdżki.
Słyszy czyjeś kroki, po chwili jakby ktoś się nad nią nachylał. Czuje jak ktoś zasłania jej oczy.
Zgaduj kto to, słyszy i nie ma już wątpliwości.
Marco, uśmiecha się.
Zdejmuje z oczu jego dłonie i faktycznie nie pomyliła się, nigdy by się nie pomyliła.
Zepsułaś całą zabawę, udaje obrażonego. Siada obok.
Śmieję się, uwielbia jego towarzystwo.
Cudownie, prawda ?
Potakuje głową. Nie zaprzeczyłaby. Kocha zachody słońca.
Wiesz ...
Przygląda się jej. Oczarowany, tak bardzo ... zakochany ?
Chyba skradłaś słońcu parę promieni, chichocze.
Wybucha tubalnym, urwanym śmiechem.
A ty moje serce, przewija się przez jej myśli.
Tak bardzo się cieszy, że jednak zrezygnował z możliwości studiowania w Londynie. Z całego serca popiera go we wszystkim co zadecyduje. Pragnie tylko jego szczęścia. Wiadomość, że nie będą się już widzieli, a tylko od czasu do czasu telefonowali, zasmucała ją, po mimo tego, że robiła dobrą minę do złej gry.
Znają się od dziecka. Wszędzie zawsze razem, bo cóż nie pamięta czasu gdy byli osobno. Marco nie opuszczał jej na krok. Ich przyjaźń miała trwać wiecznie. Przyrzekali : ,,Zawsze i na zawsze''. Chodź teraz te słowa wydają się takie puste ...
Cicho wzdycha. Uważa go za swojego przyjaciela, ale to nie zmienia faktu, że przy jego obecności, jej serce bije dwa razy mocniej, o mało nie wyrywając się z piersi. Jeszcze nie dawno nawet by nie pomyślała, nie przyznałaby się ... Dziś wie, że darzy tego człowieka czymś więcej niż tylko przyjaźnią.
Przyjaciel, prycha pod nosem. Kocha się w nim od liceum i kompletnie szaleje na jego punkcie, jednak po mimo swojej pewności siebie, nigdy nie odważyła się wyznać tego co naprawdę czuje. Jako małe dziecko, chodziła zachwycona prawdziwą miłością, którą mogła oglądać w bajkach. Wszystko wydawało jej się takie proste. Głupia, potrząsa głową.
Kiedyś (a szczególnie dobrze pamięta) był taki moment, że nie wiele im zabrakło by w końcu być razem. Jednak za każdym razem los ich od siebie odsuwał. Oboje zranieni tym, że nie wyszło, zauważalnie się od siebie odsunęli. Widocznie skazani są tylko i wyłącznie na przyjaźń.
Nie liczy na nic szczególnego ze strony Marco. To co było minęło i nigdy więcej nie powróci. Zadecydowali,
Na ten moment może pozwolić sobie zabawić się w swatkę. Natalia i Maxi ? Ci dwoje w końcu i tak będą razem ...Zastanawia się i w końcu wymyśla całkiem niezły plan. Czas na kolejne zadanie; operacja ''Francesca i Leon muszą być razem''. Uśmiecha się diabolicznie, zadowolona i dumna ze swojego pomysłu.
Niespodziewanie wyrzuca z siebie okrzyk zaskoczenia, bo przez zamyślenie się, zagapia się i wpada na kogoś. Zamyka oczy i gotuje się do upadku, ale po chwili zdaje sobie sprawę, że do niego nie doszło. Otwiera jedno oko, później drugie. Rozgląda się. Już wie - wylądowała w czyiś ramionach. Unosi do góry wzrok. Jej serce bije jak oszalałe na myśl, że mogłaby skończyć z obolałym tyłkiem, lub co gorsza, złamaniem jakiejś kończyny.
Unosi wzrok, nie może wykrztusić ani słowa, gdy wybawcą okazuje się Federico Pasquarelli . Trwają tak oboje przez chwilę, gdy w końcu ona gwałtownie podnosi się z jego rąk i zaczyna poprawiać swoje roztrzepane włosy. Na raz, znowu podnosi się jej ciśnienie, a złość znowu się w niej zapalczywie gotuje.
Tego chłopaka, chcąc czy nie poznała już w szkole podstawowej. Podobno określany jako jeden z najprzystojniejszych i najbardziej popularnych chłopaków w akademii; przygląda się dokładnie, naprawdę nie wie co widzą w nim te wszystkie inne dziewczyny ... Osobiście nienawidzi go z całego serca i ma ku temu swoje powody.
Odkąd sięga pamięcią, chłopak ten miał w zwyczaju uprzykrzać jej życie. Chodził za nią i na każdym kroku dokuczał i wyśmiewał ją. Nigdy mu tego nie zapomni, nawet jeśli wybaczy.
Tym razem nie wytrzymuje i wybucha, nawet jeśli ten wypadek to nie jego wina.
- Patrz jak chodzisz ! - wykrzykuje.
- Nie ma za co, koteczku. - na jego twarzy znowu ten łobuzerski uśmieszek, który doprowadza ją do szału; mimo tego policzki płoną w rumieńcach.
- Kote ... Słucham ?! - ściąga brwi. - Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a uwierz, że ...
- Uwielbiam jak się tak denerwujesz. - pochyla się, szepce za jej uchem, a ona wzdryga się.
Automatycznie odpycha go od siebie, krzywi się. Nie da się mu się tak łatwo, nie wpadnie w jego sidła. Nie należy do takich dziewczyn, który wzdychają na jego widok i gdyby mogły, od razu same wpakowałyby mu się w objęcia, a najlepiej do łóżka. Od razu nie dobrze jej na samą myśl ...
- Nienawidzę cię. - patrzy mu prosto w twarz, nie boi się tak klarownie oznajmić, że go nienawidzi. I gdyby mogła, zabiłaby go lodowatym spojrzeniem.
- Wiesz, to nie ja wpakowuje się w czyjeś ramiona ... - odgryza się, przysuwając.
Dzieli ich zaledwie parę milimetrów, ale żadne nawet nie drgnie.
- Dobre sobie ... - kręci głową.
Już ma coś dodać gdy ten przerywa jej.
- A tak a pro po to pozdrów Marco. Myślałem, że już dawno jest w Londynie.
- Nie powinno cię to ani trochę interesować. - splątuje ręce na klatce piersiowej.
Śmieje się bezczelnie prosto w twarz.
- No tak ... Dalej w nim zakochana.
- A co ? Zazdrosny ?
Przez chwilę pozostają w milczeniu. Włoch mierzy wzrokiem, centymetr po centymetrze jej twarz, na końcu, głęboko spoglądając w oczy.
I znowu śmieję się, ale tym razem jakoś dziwnie, załamanym głosem ...
- Zazdrosny ? - unosi brwi. - Bardziej podejrzewałbym o to Marco.
Wciska dłonie do przednich kieszeń ciemnych spodni. Unosi kąciki ust ku górze i po chwili wymija ją.
Oddycha głośno, wciąga spazmatycznie powietrze. Pociera czoło. A niech go ... Serce bije jak młotem. I znowu aż kipi złością, chodź czuje coś jeszcze ... Jakby serce coś szeptało, ale ona nie zupełnie to słyszy, albo po prostu nie chce. Już sama nie wie.
Stoi jak ten słup soli i dopiero po chwili budzi się z rozmyśleń. Rozgląda się dookoła. Słońce już prawie zachodzi całkiem za horyzont. Nici z jej delektowania się pięknem zachodu słońca.
Rzucając jeszcze jakieś obelgi pod tytułem tego znienawidzonego Włocha, odchodzi zrezygnowana, kierując się do pokoju swojej przyjaciółki, Natalii. Wywnioskowała, że musi z nią natychmiast porozmawiać bo inaczej zwariuje, a znając życie, Francesca z nie chęcią będzie wysłuchiwać jej ''głupot'' o ile już dawno nie śpi.
*
późnym wieczorem ...
Zakańcza czytać jeden z kilkunastu rozdziałów, które zostały jej jeszcze do przeczytania do końca. Przeciąga się. Ziewa jakby miała zaraz kogoś połknąć. Śmieje się nawet nie wiedząc z czego. Powieki stają się ciężkie i co chwile opadają, skłaniają się ku oddaniu się w krainę Morfeusza. Podnosi się do pozycji siedzącej. Nie może iść spać. Chętnie przeczytałaby jeszcze z dwa rozdziały, ale na próżno idzie jej zapalczywe przeciwstawianie się przed zaśnięciem.
Wypełza z łóżka i podchodzi do okna. Otwiera i wpuszcza do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. Ma nadzieję, że dzięki temu, zimny, wpadający powiew wiatru nie pozwoli jej tak szybko usnąć.
Spogląda na puste łóżko swojej współlokatorki. Dalej jej nie ma. Jeszcze trochę i zacznie się o nią martwić. Kręci głową. Przysiada na łóżku. Niespodziewanie do jej uszu dobiega ciche pukanie do drzwi. Natychmiast się prostuje.
- Proszę ? - ściąga brwi. Kogo o tej porze zebrało na odwiedziny ?
Drzwi trochę się uchylają, a zza nich wygląda jakaś postać. Mężczyzna - poznaje po posturze ciała. Wytęża wzrok. Gdyby nie lampka obok jej łóżka kompletnie nic by nie mogła dostrzec. Szybko rozpoznaje chłopaka. Leon.
- Ludmiły nie ma. - bierze w swoje ręce książkę z zamiarem kontynuacji czytania.
Niezbyt obchodzi ją chłopak i nic sobie z tego nie robiąc, zaczyna czytać, w głębi duszy oczekując aby sobie już poszedł.
- Zauważyłem. - śmieję się, a raczej chichocze. Następnie próbuje się uspokoić, spoważnieć. - Właściwie to ja do ciebie.
Unosi wzrok znad lektury. Mruga zdziwiona oczami. Chyba się nie przesłyszała, prawda ? A może jest już tak bardzo śpiąca, że jej wyobraźnia wyobraża sobie o wiele, wiele za dużo.
- N-nie rozumiem. - patrzy pytająco. Nie ukrywa, że jest zaskoczona.
- Chciałem zaprosić cię na spacer. - wyjaśnia. Unosi delikatnie kąciki ust ku górze.
Przechyla głowę, spogląda na chłopaka. Po chwili zamyka książkę i schodzi z łóżka. Jeszcze przed chwileczką tak bardzo nużyło ją do spania, a teraz nawet nie czuję zmęczenia i chęci ułożenia się do snu. Sama nie wie czego się na to decyduje. Ubiera buty, a następnie oboje wychodzą z pokoju.
- Dlaczego Buenos Aires ? - zaskakuje ją pytaniem.
- Kocham to miasto. - pozwala sobie na uśmiech, gdzieś w głębi duszy na samą myśl o tym, że tu jest i będzie.
Wchodzą do jednej z sali, gdzie miała okazje już przebywać podczas gdy słyszała tą magiczną melodię, której sprawa do tej pory nie została wyjaśniona. Przy oknie stoi fortepian, który połyskuje w blasku księżyca.
- Grasz ? - pyta, zauważając na jej twarzy uśmiech na sam widok tego instrumentu.
- Na fortepianie ? Oczywiście. - podchodzi, przejeżdżając delikatnie dłonią po klawiszach.
Brunet zasiada przy fortepianie i wyciąga ręce do gry.
- Zwariowałeś ? - szepcze, chwytając go za dłonie. - Jeszcze ktoś usłyszy ii ...
Zaczyna się śmiać.
- Z czego się śmiejesz ? - zaczyna się denerwować.
- Ten pokój jest dźwiękoszczelny jak wszystkie inne, tak by ktoś grając nie zakłócał lekcji obok, rozumiesz ? - uśmiecha się nad wyraz rozbawiony jej miną.
- Przepraszam. - przykłada dłoń do czoła.
Kręci głową. Nie wierzy, że w ogóle na niego naskoczyła. Zapomniała czy nie wiedziała ? To nie ma znaczenia. Wybucha śmiechem.
Spuszcza głowę. Opiera się o instrument i zaczyna wsłuchiwać się w melodię jaką odgrywa Leon. Jest zafascynowana tym jak przepięknie gra. Mogłaby wsłuchiwać się tak godzinami i równie dobrze usnąć jak przy prze pięknej kołysance, która mogłaby ją utulić do snu.
Nagle coś sobie przypomina. Ta melodia ... Sama nie wie jak to ująć, a na dodatek nie jest w stu procentach pewna. Melodia trochę podobna do tej, którą słyszała gdy przybyła do akademii. Czy możliwe jest to, że to właśnie Leon grał tą melodię ? Potrząsa głową. Nie wierzy. Zapytałaby, ale nie pewność jej nie pozwala. Czuje, że gdyby to był on od razu by rozpoznała po pierwszym naciśnięciu klawiszu. W tym przypadku tak nie jest. A co jeśli się myli ?
- Fran. - lekko potrząsa ją za rękę.
- Hm ? - budzi się z rozmyślań, przysiada obok niego.
- Nie ważne. - nikle się uśmiecha, spuszcza wzrok.
- Przepraszam. Po prostu tak zasłuchałam się w melodię ... - szybko się tłumaczy, bo w głębi duszy zależy jej. Ale na czym ?
- Rozumiem. - przez chwilę nad czymś zastanawia. - Wiesz odkąd cię poznałem, pierwszy raz zobaczyłem ... Chciałbym cię bliżej poznać. - wyznaje.
Kiwa przecząco głową. Nawet jeśli, nie mogą być razem. Już wie do czego to wszystko zmierza. Przyrzekała się nie zakochiwać. Ona sprowadza tylko istne zło. Nie może nawet poradzić sobie ze swoimi demonami, które nawiedzają ją od wypadku. Przyleciała się tu uczyć, rozwijać swoją pasję, ale także postarać się aby jej utracona pamięć powróciła. Z resztą nawet się nie znają ...
Kamienieje. Chyba się przesłyszałam.
- Proponujesz mi randkę ? - wykrztusza, w końcu - po minucie, albo dłużej.
- No tak. - chichocze pod nosem, rozczulony jej skołowaną miną, reakcją. - Rozumiem jeśli nie chcesz ...
- Ja ... - nie pozwala jej dokończyć. Zaciska pięści.
Wzdycha głośno, zastanawia, rozważa wszystkie za i przeciw, dalej nie pewna; uśmiecha się, minimalnie nie tak jak powinna, jednak szczerze.
- Wracamy ? - ucieka przed odpowiedzią, wie, że nie za daleko.
- Jasne. - cicho wzdycha.
Wstają z krzesła, kierują się do wyjścia. Przemierzają, już całkiem opustoszałe korytarze w milczeniu. Ona, bije się z swoimi własnymi myślami. Na jednym ramieniu aniołek, który odradza, na drugim zaś diabełek, który kusi. Nie wie co robić.
Spogląda na jego twarz. Taki zamyślony, smutny ... Może gdyby się zgodziła, poznała go bliżej ... Nie muszą być od razu parą, wystarczy przyjaźń. Naprawdę polubiła tego bruneta, mimo tego, że tak krótko się znają.
Zatrzymują się przy drzwiach do jej pokoju. Leon stoi przed nią z spuszczoną głową, jakby zawiedziony. Przygląda się jej po czym wymusza uśmiecha.
- Dobranoc. - szepcze.
- Leon. - chwyta go za rękę, zatrzymując. - Zastanowię się.
Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech i znowu jakby oczy się śmiały, odzyskując odebraną nadzieję.
- Dobranoc. - powtarza.
Składa na jej policzku delikatny pocałunek.
I znika.
Wchodzą do jednej z sali, gdzie miała okazje już przebywać podczas gdy słyszała tą magiczną melodię, której sprawa do tej pory nie została wyjaśniona. Przy oknie stoi fortepian, który połyskuje w blasku księżyca.
- Grasz ? - pyta, zauważając na jej twarzy uśmiech na sam widok tego instrumentu.
- Na fortepianie ? Oczywiście. - podchodzi, przejeżdżając delikatnie dłonią po klawiszach.
Brunet zasiada przy fortepianie i wyciąga ręce do gry.
- Zwariowałeś ? - szepcze, chwytając go za dłonie. - Jeszcze ktoś usłyszy ii ...
Zaczyna się śmiać.
- Z czego się śmiejesz ? - zaczyna się denerwować.
- Ten pokój jest dźwiękoszczelny jak wszystkie inne, tak by ktoś grając nie zakłócał lekcji obok, rozumiesz ? - uśmiecha się nad wyraz rozbawiony jej miną.
- Przepraszam. - przykłada dłoń do czoła.
Kręci głową. Nie wierzy, że w ogóle na niego naskoczyła. Zapomniała czy nie wiedziała ? To nie ma znaczenia. Wybucha śmiechem.
Spuszcza głowę. Opiera się o instrument i zaczyna wsłuchiwać się w melodię jaką odgrywa Leon. Jest zafascynowana tym jak przepięknie gra. Mogłaby wsłuchiwać się tak godzinami i równie dobrze usnąć jak przy prze pięknej kołysance, która mogłaby ją utulić do snu.
Nagle coś sobie przypomina. Ta melodia ... Sama nie wie jak to ująć, a na dodatek nie jest w stu procentach pewna. Melodia trochę podobna do tej, którą słyszała gdy przybyła do akademii. Czy możliwe jest to, że to właśnie Leon grał tą melodię ? Potrząsa głową. Nie wierzy. Zapytałaby, ale nie pewność jej nie pozwala. Czuje, że gdyby to był on od razu by rozpoznała po pierwszym naciśnięciu klawiszu. W tym przypadku tak nie jest. A co jeśli się myli ?
- Fran. - lekko potrząsa ją za rękę.
- Hm ? - budzi się z rozmyślań, przysiada obok niego.
- Nie ważne. - nikle się uśmiecha, spuszcza wzrok.
- Przepraszam. Po prostu tak zasłuchałam się w melodię ... - szybko się tłumaczy, bo w głębi duszy zależy jej. Ale na czym ?
- Rozumiem. - przez chwilę nad czymś zastanawia. - Wiesz odkąd cię poznałem, pierwszy raz zobaczyłem ... Chciałbym cię bliżej poznać. - wyznaje.
Kiwa przecząco głową. Nawet jeśli, nie mogą być razem. Już wie do czego to wszystko zmierza. Przyrzekała się nie zakochiwać. Ona sprowadza tylko istne zło. Nie może nawet poradzić sobie ze swoimi demonami, które nawiedzają ją od wypadku. Przyleciała się tu uczyć, rozwijać swoją pasję, ale także postarać się aby jej utracona pamięć powróciła. Z resztą nawet się nie znają ...
Kamienieje. Chyba się przesłyszałam.
- Proponujesz mi randkę ? - wykrztusza, w końcu - po minucie, albo dłużej.
- No tak. - chichocze pod nosem, rozczulony jej skołowaną miną, reakcją. - Rozumiem jeśli nie chcesz ...
- Ja ... - nie pozwala jej dokończyć. Zaciska pięści.
Wzdycha głośno, zastanawia, rozważa wszystkie za i przeciw, dalej nie pewna; uśmiecha się, minimalnie nie tak jak powinna, jednak szczerze.
- Wracamy ? - ucieka przed odpowiedzią, wie, że nie za daleko.
- Jasne. - cicho wzdycha.
Wstają z krzesła, kierują się do wyjścia. Przemierzają, już całkiem opustoszałe korytarze w milczeniu. Ona, bije się z swoimi własnymi myślami. Na jednym ramieniu aniołek, który odradza, na drugim zaś diabełek, który kusi. Nie wie co robić.
Spogląda na jego twarz. Taki zamyślony, smutny ... Może gdyby się zgodziła, poznała go bliżej ... Nie muszą być od razu parą, wystarczy przyjaźń. Naprawdę polubiła tego bruneta, mimo tego, że tak krótko się znają.
Zatrzymują się przy drzwiach do jej pokoju. Leon stoi przed nią z spuszczoną głową, jakby zawiedziony. Przygląda się jej po czym wymusza uśmiecha.
- Dobranoc. - szepcze.
- Leon. - chwyta go za rękę, zatrzymując. - Zastanowię się.
Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech i znowu jakby oczy się śmiały, odzyskując odebraną nadzieję.
- Dobranoc. - powtarza.
Składa na jej policzku delikatny pocałunek.
I znika.
~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~
Od autorki :
Tak o to prezentuje się kolejny rozdział !
Bardzo szybko go napisałam, (o dziwo) ale jakoś nie jestem z niego zadowolona.
Mam nadzieję, że po prostu wam się ten post spodobał.
Pozwolę sobie za spojlerować; w kolejnym rozdziale trochę o Natii :)
Do następnego ;*
Od autorki :
Tak o to prezentuje się kolejny rozdział !
Bardzo szybko go napisałam, (o dziwo) ale jakoś nie jestem z niego zadowolona.
Mam nadzieję, że po prostu wam się ten post spodobał.
Pozwolę sobie za spojlerować; w kolejnym rozdziale trochę o Natii :)
Do następnego ;*