Do wszystkich : Bardzo przepraszam za długą nie obecność na tym blogu. To wszystko nie tak miało wyglądać, ale postaram się poprawić. Dziękuję wszystkim którzy zechcieli zajrzeć na bloga i go skomentować. Przybyło wielu nowych czytelników, którzy mam nadzieję, że zostaną na dłużej. Dziękuję bo bez was nie byłoby nic.
Do Fedemila Forever : Za drobiazgi, a także za miłe i ciepłe słowa oraz za wszystko, co pomiędzy - dziękuję.
Do Katie : Dziękuję. Nie wiem czy to wystarczy :/ Ja po prostu ... Brak mi słów. Jest mi tak bardzo miło, naprawdę. Jeśli zostaniesz na dłużej to będę niezmiernie wdzięczna. To ty jesteś wielka ;*
Do Fedemila Forever : Za drobiazgi, a także za miłe i ciepłe słowa oraz za wszystko, co pomiędzy - dziękuję.
Do Katie : Dziękuję. Nie wiem czy to wystarczy :/ Ja po prostu ... Brak mi słów. Jest mi tak bardzo miło, naprawdę. Jeśli zostaniesz na dłużej to będę niezmiernie wdzięczna. To ty jesteś wielka ;*
~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~
Myślisz, że wspomnienie rozbite
na tysiąc kawałków
przestaje być wspomnieniem ?
A może ma się wtedy
zamiast jednego tysiąc wspomnień ?
Jeśli tak, to myślisz, że teraz
każde z tego tysiąca będzie
bolało z osobna ?
Trzy lata później ...
Zamyka oczy, przechyla głowę w stronę słońca. Pozwala ciepłym promieniom słonecznym ogrzać jej bladą
Uśmiecha się nikle, rozkoszując się beztroską chwilą.
Odwraca głowę, patrzy. W głębi duszy nie dowierza. Jej brązowe oczy wzbierają się łzami.
- Buenos Aires ... - szepcze do siebie i rozgląda się.
Wszystko niby takie jak z przed kilku lat, a jednak inne.
Przekracza próg wielkiego budynku. Stawia pierwszy krok, później drugi i kolejny. Ciągnie za sobą swoją granatową walizkę. Rozgląda się.
Nagle zdaje sobie sprawę, że jest tu cicho, zbyt cicho jak na to miejsce. Przemyka spojrzeniem po dziwnie opustoszałym, korytarzu. Ma wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Wiszące portrety słynnych muzyków zerkają na nią.
Idzie dalej, nie zatrzymuje się. Do jej uszu dobiega piękna melodia. Muzyka dla jej uszu. Podąża za nią. Jest jak w transie, tak jakby ktoś ją prowadził za rękę. Ktoś gra na fortepianie, na jej jednym z ulubionych instrumentów. W myślach potrafi wyobrazić sobie każdy naciśnięty klawisz. Umie grać z słuchu. W głowie sama odgrywa tą melodię.
Stoi przed drzwiami. To właśnie za nimi ktoś grając opowiada piękną historię, która wydaje się nie mieć końca. Już gdzieś słyszała tą melodię. Wydaję się jej tak bardzo znajoma i bliska.
Opiera się o ścianę i zamyka oczy. Próbuje wsłuchać się głębiej, zatopić się w niej po uszy. Tak bardzo stara się przypomnieć skąd ją już zna, jednak nie potrafi, nie może, a tak bardzo tego pragnie. Nagle melodia cichnie. Zdaje sobie z tego sprawę dopiero po chwili. Na jej twarzy pojawia się smutek. Chce dalej móc wsłuchiwać się w tą melodię. Długo nie zastanawiając się, wchodzi do środka, energicznie łapiąc za klamkę.
Pomieszczenie nie zbyt duże, przestronne, rozświetlone przez wpadające promienie słońca zza okien. Patrzy na fortepian stojący pod oknem, bardziej w koncie. Podchodzi bliżej, trochę nie pewniej. Nic z tego nie rozumie. Przy fortepianie nikogo nie zastaje. Przeciera oczy i potrząsa głową z niedowierzaniem. Jest pewna, że dokładnie słyszała tą piękną melodię.
Wychodzi jakby zawiedziona, pogrążona w myślach. Oddałaby wszystko by usłyszeć tą melodię jeszcze raz. Dalej nie może pogodzić się z tym, że nikogo nie było przy fortepianie. Słyszała to i dobrze wie, że nie wydawało jej się.
Zastanawia się i po krótkiej chwili dochodzi do wniosku, że to nie możliwe. Prycha pod nosem. Przykłada rękę do głowy. Jest zmęczona, powinna odpocząć po podróży.
Wchodzi do swojego pokoju. Swojego ? Może nie do końca. Zapomniała, że będzie musiała go dzielić z swoją współlokatorką, której nawet nie zna.
Nie zauważyła żadnych walizek ani ubrań, więc do akademiku przybyła jako pierwsza. Postanawia skorzystać z okazji i wybrać sobie już swoje łóżko. Od razu podoba jej się to stojące pod oknem. Nie zastanawiając się dłużej, pada zmęczona na jedno z posłań, a po chwili zasypia ...
... lecz nie na długo.
Coś ją dręczy i powtarza w kółko, lamentując ...
FRANCESCA !
Nie daje zasnąć, odpocząć. Doprowadza do krzyku.
Odchodzą by z powrotem powrócić z większą siłą.
Mgliste wspomnienia
Wspomnienie I :
Wspomnienie I :
Wszystko zaczęło się trzy lata temu. Był rok 2012. Wszyscy cieszyli się z tego pięknego, upalnego, czerwcowego lata. Jak teraz.
Zwykle pamięta wszystko doskonale. W szkole nie miała problemu z zapamiętywaniem, a nawet wtedy kiedy mama prosiła ją by poszła do sklepu i kupiła parę sprawunków. Pamięta wszystko i czasami aż siebie zaskakuje. Potrafi wyrecytować wierszyk, którego uczyła się w pierwszej klasie. Niby nic specjalnego, ale któż by inny to potrafił pamiętać po paru dobrych latach ?
Jednak jest coś co przed nią umknęło.
Do Buenos Aires przyleciała na pół roku wraz z rodzicami. To nie były wakacje, a wyjazd wycieczką. Nie. To było otwarcie kolejnej firmy rodziców za granicą.
Nie lubiła podróżować, a w szczególności samolotem. To było coś co od dziecka ją przerażało. Tyle się przecież mówi o tych katastrofach lotniczych, ale nic nie mogła na to poradzić. Rodzicie nie pozwolili by zostać jej samej w Włoszech. Nie sprzeciwiała się wyjazdom. Otwieranie kolejnych firm były dla jej rodziców spełnieniem marzeń. Cieszyli się, a ona starała się cieszyć razem z nimi.
I chyba tylko to pamięta, na dodatek jak przez mgłę.
Pamięta też światło. Oślepia ją za każdym razem gdy zasypia, budząc.
Pamięta też zachodzące słońce nad horyzontem.
Czyjś śmiech ... ale nie potrafi rozpoznać głosu.
Krzyk tak przeraźliwy.
Trzask tak prawdziwy.
I ciemność ...
Otwiera oczy. Zrywa się z łóżka. Trzepocze rzęsami. Znowu to samo. Ma tego dość. Im bardziej chce przed tym uciec, tym bardziej to ją dogania. Myślała, że uwolniła się od tego, że uciekła. Na próżno.
Oddech ma przyspieszony i nie równy. Strach ponownie oplótł ją od stóp do głów. Rozgląda się. Koło małego stolika stoi dziewczyna pochylona nad czymś stłuczonym, niegdyś pewnie przypominającym postać wazonu.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić. - mówi w zakłopotaniu blondynka.
Wstaje z łóżka. Podchodzi do dziewczyny (za pewnie swojej współlokatorki).
- Nic się nie stało. - unosi lekko kąciki ust w górę.
Bez zastanowienia pomaga pozbierać porcelanę. Szybkim ruchem zbiera kawałki i odkłada gdzieś na bok. Może da się posklejać ?
- Dziękuję. - mówi otrzepując ręce. - Ludmiła. - wyciąga do niej dłoń w geście przywitania. No tak nie znają się. - Dla przyjaciół Lu. - dodaje.
Uśmiech ma szeroki, szczery. W jej brązowych oczach jest coś w postaci radości, pałającej sympatii, którą szybko można uchwycić bo nie trudno tego zauważyć. Głęboko w sercu odczuła smutek. Ta dziewczyna jest taka radosna, szczęśliwa. Może jej tylko tego pozazdrościć.
Analizuje wzrokiem. Wydaję się całkiem miła, a przecież sięjeszcze nie znają.
- Francesca. - podaje dłoń.
- Zakręcony ten dzień. - spogląda na kawałki porcelany. - Najpierw uciekł mi autobus, później nie mogłam tu trafić, teraz to. - nawija jak katarynka przy czym jest trochę zabawna. Nie sposób jej przerwać. - Przepraszam. Gadam jak najęta, a kogo to obchodzi ?
- Może da się posklejać ? - myśli nad znalezieniem porządnego kleju by skleić to co zostało rozbite.
- Słucham ? Ahh tak, tak.
- Posklejam to. - oświadcza.
- Nie, nie, nie. - kręci przecząco głową. - To moja wina więc ja powinnam. - zabiera kawałki do siebie, kładąc je na małym stoliku stojącym obok jej łóżka.
Wie, że nie wygra. Odpuszcza. Uśmiecha się i wraca na swoje łóżko. Próbuje zasnąć.Znowu. Nie potrafi. Boi się, chodź tak naprawdę, w głębi duszy wie, że nie ma czego, jednak coś jej nie pozwala. Przewraca się z boku na bok. Te koszmary nawiedzają ją ilekroć zamknie oczy. Nigdy nic nowego, cały czas to samo, do znudzenia. Dzieję się tak to od wypadku. Dokładnie od 2012 roku. Kiedy wszyscy cieszyli się z tego pięknego, upalnego, czerwcowego lata. Nic nie pamięta. Nic nikt o niczym nie wie na ten temat. Mówią, że to utrata pamięci z powodu silnego uderzenia, a wie tyle ile jej opowiedziano. Praktycznie nic.
- Koszmary ? - wyrywa ją z zamyśleń.
Blondynka siedzi przed wielką walizką i po woli wypakowuje swoje rzeczy.
O swoich zapomniała. Nie chce jej się, później się za to zabierze.
- Dlaczego pytasz ? - unosi jedną brew do góry.
- Mówiłaś przez sen. - odpowiada spokojnie.
- Co ? - natychmiast prostuje się.
- Jakieś nie zrozumiałe bełkoty. - uśmiecha się. - To co ci się śniło ?
- Właściwie ... Nic. - odpowiada po chwili zastanowienia się.
- Dziwne. - mruczy jakby do siebie. - Ja chciałabym żeby coś mi się przyśniło. Nie pamiętam kiedy ostatnio śniłam. Nawet koszmary mi się nie śnią. Już zapomniałam jakie to uczucie. Chciałabym aby przyśnił mi się jakiś gorący Latynos, albo nie ! Jakiś umięśniony brunet. Albo jedno i drugie. - znowu gada. Jest zabawna i z trudem można powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Czasami irytująca, ale przez chwilę.
Wariatka. - myśli i śmieję się.
Obraca się na drugi bok i próbuje zasnąć. Tym razem zasypia z myślą o pięknej melodii, którą miała okazję dzisiaj posłuchać.
Otwiera oczy, a po chwili szybko przysłania je dłonią. Wiązka światła przebijająca się przesz zasłony okna, poraziła jej zaspane oczy.
Przeciąga się na łóżku jak leniwa kotka i otwiera oczy. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że w pokoju nikogo oprócz niej nie ma. Czyżby zaspała na pierwsze zajęcia ?
Szybko podrywa się z łóżka i podbiega do swojej torby podróżnej z której zaczęła wyrzucać ubrania, a poszukiwać tych, które nadawały by się na dzisiejszą pogodę. Kątem oka spogląda na widok za oknem. Pogoda dalej dopisywała. Natychmiast wyciągnęła z torby jedną z swoich ulubionych sukienek i razem z przygotowanym ubraniem pobiegła do łazienki wziąć szybki prysznic.
Wpada pod prysznic. Ciepłe krople wody pobudzają ją do życia, odprężają ... Przymyka oczy. Cieszy się błogą chwilą. Na jej twarz wkrada się uśmiech. Jest szczęśliwa, a przynajmniej tak jej się wydaję. Nic jej w życiu już nie brakuje. Ma wszystko. Od lat czekała na tą chwilę by móc powrócić do tego miasta i zostać tu. Jest tu dopiero dzień, a to dopiero początek. W głębi duszy ma nadzieję, że to miejsce sprawi, że uleczy jej rany, a jej demony, które nawiedzają ją ilekroć na moment przymknie oczy, odejdą na zawsze.
Niespodziewanie dopada ją silny ból głowy. Zaciska zęby, obejmuje rękoma głowę. Ten ból przeszywa ją na wskroś. Osuwa się na ziemię. Próbuję krzyczeć, ale na marne.
- Fran ? - słyszy głos swojej współlokatorki dobiegający z ich pokoju.
Wychodzi z pod prysznica. Słania się na nogach. W pośpiechu szuka swoich tabletek, które jeszcze w czasie uczęszczania na zajęcia, terapeuta przypisał je jej by miały w jakiś minimalny sposób jej pomóc. Na raz połyka aż dwie. Po paru sekundach ból staje się łagodniejszy, a następnie ustępuje.
- Francesca. - słyszy pukanie do drzwi. - Jesteś tam ?
W pośpiechu nakłada na siebie ubrania, a mokrym włosom pozwala kaskadami spływać z ramion. Otwiera drzwi i wychodzi.
- O Fran. - spogląda na blondynkę.
Wydaję się być trochę przestraszona i zdenerwowana. Na twarzy wymusza nikły uśmiech.
- Już myślałam ... - kręci głową, zaprzeczając swoim własnym myślą. - Nie ważne ... - uśmiecha się.
- O co chodzi ? - unosi jedną brew, pytając.
- Daj znać kiedy będziesz gotowa. Zejdziemy razem na śniadanie. - mówi i zawraca, podchodząc do stolika gdzie leżą kawałki rozbitego wazonu. Przysiada na krześle i zaczyna szukać odpowiednich elementów, które mogłyby pasować do siebie.
Wchodzi z powrotem do łazienki. Opiera się o umywalkę, staje przed lustrem i przygląda się sobie. Oczy podkrążone od braku snu, na dodatek jest coś w nich, że gdy sama w nie spojrzy, przeszywa ją dreszcz strachu. Zastanawia się, a po chwili spuszcza wzrok. Odkręca kran z zimną wodą i ochlapuje twarz wodą tak by się pozbyć resztek bólu po zaistniałej sytuacji, która miała wydarzenie kilka minut wcześniej.
Przeciera twarz swoim ulubionym miękkim, niebieskim ręcznikiem. Podnosi po woli wzrok i zauważa w odbiciu lustra nie tylko swoje odbicie, ale także kogoś innego. Jakaś czarna postać stoi z tyłu za nią. Upuszcza z przerażenia ręcznik na ziemię i gwałtownie odwraca się do tyłu. Nie wierzy w to co zobaczyła. Przeciera z niedowierzaniem oczy.
- Francesca ! - słyszy wołanie Ludmiły.
- Już idę. - odkrzykuje.
Podnosi z podłogi ręcznik i wiesza go na wieszaku. Rozplątuje swoje włosy, które już zdążyły same doschnąć i wychodzi z łazienki.
- No nareszcie. - blondynka stoi przy wyjściowych drzwiach.
Spogląda na stolik gdzie zostały pozostawione kawałki rozbitego wazonu. Niestety dalej jest w kawałkach i najwidoczniej wysilenia blondynki na nic się nie zdały by pozbierać ten antyk do swojej dawnej postaci.
- Tego przeklętego wazonu nigdy nie zdołam poskładać. - dziewczyna podchodzi do stolika i z zniechęceniem wpatruje się w kawałki.
- Spokojnie. - śmieje się pod nosem. - Idziemy ? - zmierza ku wyjściu.
- Jasne. - coś jeszcze mamrocze pod nosem w stronę rozbitego wazonu i po chwili opuszcza pokój.
- Nie jesteś stąd prawda ? - zagarnia przerywając cisze.
- Przyleciałam tu z Włoch. - odpowiada wodząc wzrokiem za każdym swoim postawionym krokiem.
- Ohh tam jest podobno cudownie. Osobiście tam nie byłam, ale kiedyś ... Kto wie ... - śmieje się.
- Nie ma tam nic nadzwyczajnego. - krzywi się.
- Jak możesz tak mówić ? - oburza się. - Porównując to z tym miastem to ...
- Osobiście uważam, że Buenos Aires jest uroczym miastem i bardzo zachwycającym miejscem ...
- Mieszkam tu od urodzenia i uwierz mi gdybym mogła wyrwałabym się z tego miasta. To miejsce jest przeklęte ...
Ostatnie zdanie długo zapada w jej umyśle. Stara się zrozumieć swoją współlokatorkę dlaczego tak miałaby twierdzić. To miasto nie należy do siedmiu cudów świata, ale w szczególności dla niej, jest szczególnym miejscem. Od zawsze chciała tu mieszkać. Dobrze pamięta, że tu spędziła swoje najpiękniejsze chwilę w czasie wakacji. Te wspomnienia nie zamieniłaby na żadne inne. Chce móc tu zostać i cieszyć się tym miastem. Liczy na to, że dzięki temu odzyska odebraną pamięć.
Podobno nadzieja umiera ostatnia ...
Przechodzą przez korytarz, przez który miała już okazje spacerować. Spogląda na wiszące obrazy. Znowu oplata ją jakby zimny dreszcz od góry do dołu. Namalowani muzycy posyłają jej lodowate spojrzenia. Przez jej ciało przechodzą dreszcze. Okropni, myśli i szybko odwraca od nich wzrok.
Mija wielką sale i w końcu wraz z blondynką, dociera do jadalni. Ludmiła o wiele pewniejsza, brnie do przodu z wysoko postawioną głową do góry, uśmiechając się szeroko do wszystkich, machając na powitanie jakiejś osobie stojącej na samym końcu jadalni w kolejce po jedzenie.
Przebiega wzrokiem po ludziach, którzy siedzą przy zajmowanych stolikach, jedząc prze różne dania. Jak dla niej jest tu za tłoczno. Cała sala ogólnie jest przestronna. Prawie trzy czwarte jej powierzchni zajmowały stoły i krzesła. Wielkie okna wpuszczały dużo słońca co sprawiało, że sala była bardzo przejrzysta. Po całym pomieszczeniu roznosiły się zapachy dobiegające z kuchni, gdzie na jadalni, panie w białych fartuchach wydawały posiłki. Jak za czasów licealnych, myśli i uśmiecha się do siebie.
Idzie za blondynką, zmierzając do punktu wydawania dań. Czuje na sobie czyjś wzrok. Jeszcze raz rozgląda się. Studenci patrzą na nią jakby była duchem, aniołem lub innym nadprzyrodzonym stworzeniem, a przecież jest taka jak wszyscy. Spuszcza głowę i przysłania twarz za kaskadą włosów, nie chce widzieć (oczu, uśmiechu, kogoś - innego), pokazać?
- Marco ! - blondynka rzuca się na szyję jakiemuś brunetowi o brązowych oczach.
- Lu ! - wpada w jego ramiona, a on szczelnie, przytula ją do siebie jakby nie chciał żeby ktoś mu ją odebrał.
- Ja ... Myślałam ... Przecież ... - miesza się, a z jej twarzy nie schodzi uśmiech.
- Londyn to nie miejsce dla mnie. - śmieję się.
- Jak dobrze cię z nów widzieć.
Przygląda się. Jej oczy błyszczą jak diamenty. Tak jakby ... Przez chwilę się zastanawia obserwując dokładnie zachowanie swojej współlokatorki jak i tego chłopaka, który z tego co wynika musi być bardzo blisko z blondynką. Pasowali by do siebie, szybko przebiega jej przez myśli chociaż nie byłaby tego taka pewna. Jest coś dziwnego po między nimi. Na pierwszy rzut oka nie da się tego dostrzec, jednak gdy się przyglądnąć ...
Jakby zranieni.
- To jest Francesca. - budzi się gwałtownie z zamyśleń po usłyszeniu swojego imienia.
Prostuje się i spogląda to na Ludmiłe, to znów na chłopaka, który dziwnie przygląda się jej, jakby się czegoś doszukiwał.
- Marco. - wyciąga dłoń, uśmiecha się nikle.
- Fran. - spogląda w jego brązowe tęczówki. Twarz wydaje się być znajoma ...
Podaje dłoń w geście przywitania, śledząc wzrokiem każde poczynanie nowo poznanej osoby.
- Francesca jest z Włoch. - zabiera swoje jedzenia i podążając tym razem za dwójką, dochodzi do wolnego stolika przy którym wszyscy zasiadają.
- Naprawdę ? - podnosi brwi w zaskoczeniu.
- Tak. - uśmiecha się, trochę nie pewnie. To przecież nic nadzwyczajnego.
- I przyjechałaś tu studiować ? - zauważalnie drwi, powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Tak. - odpowiada nad wyraz spokojnie.
Brunet szybko wpada w zakłopotanie, odchrząkuje i jakby nigdy nic zabiera się do dalszego spożywania posiłku.
- Ja też tego nie rozumiem. - zabiera głos Ludmiła. - Ja bym tu nigdy z własnej woli nie chciała przylecieć.
Wzrusza ramionami. - Chce odnaleźć siebie. - szepcze do siebie.
- Hm ? Mówiłaś coś ? - przekręca głowę, spogląda pytająco wyczekując odpowiedzi.
- Nie, nie ... - uśmiecha się.
- Tutaj ! - blondynka niespodziewanie krzyczy kogoś przywołując.
Unosi spojrzenie znad talerza, rozgląda się. Do stolika podchodzi jakaś dziewczyna z burzą czarnych loków na głowie. Zaraz za nią idą jakieś chłopaki. Jeden wyższy o brązowych włosach, ubrany w koszule w kratkę, drugi nie co niższy w bluzie.
- Marco ? Ty tutaj ? - pyta nieznajoma.
- Taka niespodzianka. - uśmiecha się i po chwili wpadają w swoje objęcia.
- Ejej ! - grozi palcem brunet (ten wyższy). - Że nam nie powiedziałeś to bym się nigdy tego po tobie nie spodziewał. - mówi, a po chwili wybucha śmiechem. - Dobrze cię znowu widzieć.
- Niestety. - dodaje niższy, śmiejąc się.
- Bo zacznę jeszcze tego żałować.
- Chce wam kogoś przedstawić. - przerywa konwersacje blondynka. - To Francesca, moja współlokatorka.
- Miło cię poznać. - uśmiecha się dziewczyna o kręconych włosach. - Natalia, dla przyjaciół Natii.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawia po kolei dalej.
- Francesca. - z jej twarzy nie schodzi uśmiech, szkoda tylko, że tak bardzo sztuczny ...
Ma ochotę stąd uciec. To wszystko ją przerasta. Czuje się jak w klatce, a ci wszyscy, jak na raz ją przytłaczają swoją obecnością. Może dlatego, że nigdy nie doświadczyła czegoś takiego ? Może dlatego, że zawsze była zbyt nie śmiała, lub po prostu nie była chętna do zawierania nowych znajomości, bo przecież zawsze sama. I dopiero teraz poczuła, że wolałaby pozostać w swoim pokoju sama z książką w ręku.
Siedzi przy stole z nowo poznanymi ludźmi. Już nawet jedzenie jej zbrzydło. Spogląda co chwilę na Ludmiłę, która zdaje się być w swoim żywiole bo gada jak najęta, a pozostali słuchają ją i śmieją się z jej opowiadań. Osobiście ją to nie bawi, chodź są momenty, że mogłaby roześmiać się z innymi, tak po prostu, najzwyczajniej na świecie. Nagle znowu czuje powracający ból głowy. Szumi, piszczy w uszach i nie daje spokoju. Musi wyjść na świeże powietrze.
Spogląda na swój zegarek na ręce. Pierwsze zajęcia zaczynają się za parę minut, więc ma jeszcze czas.
- Muszę, znaczy pójdę się przewietrzyć. - podnosi się nie pewnie z krzesła.
Zdaje się, że nikogo to nie interesuje bo nikt nawet nie zareagował na słowa Włoszki. Zrezygnowana odchodzi.
- Fran ! - słyszy za swoimi plecami, tuż przy wyjściu.
Odwraca się nie pewnie bo kto mógłby ją wołać ? Przecież nie zna tu nikogo za dobrze, a o nowo poznanych przyjaciołach nawet nie pomyślała bo są zbyt zajęci opowiadaniem sobie nawzajem swoich opowieści.
- Nie będziesz mieć nic przeciwko jeśli pójdę z tobą ? - brunet nikle się uśmiecha, jeśli dobrze pamięta, Leon.
- Nie, nie ... - unosi lekko kąciki ust do góry.
Trochę jakby zaskoczona idzie wraz z nowo poznanym chłopakiem w ciszy. Widzi jak brunet zerka na nią ukradkiem co chwilę. Spogląda na niego rozbawiona w duszy, jak on ucieka wzrokiem przegrany i świadomy tego, że został przyłapany na gorącym uczynku.
- A więc jesteś z Włoch ?
Przytakuje.
Kilka minut wędrują po dziedzińcu w te i z powrotem, wsłuchują się w szum wiatru, kołatający między konarami wysokich drzew, aż w końcu zmęczeni przysiadają na kamiennym murku.
Odchyla głowę do tyłu, przymyka oczy. Wiatr sprawia, że koi jej ból głowy.
- Mam wrażenie jakbym skądś cię już znał.
Odchrząkuje, nie robi wrażenia,bo przecież nie jest zbyt towarzyska ...
- Muszę już wracać. - wyznaję po chwili ciszy.
Brunet jakby zawiedziony, spuszcza głowę.
- Za parę minut zaczynają mi się zajęcia. - dodaje szybko.
- Ja też, zasiedziałem się.
Znowu cisza.
Kiwa głową z uznaniem, trochę zaskoczona tym, że tak naprawdę gdzieś w środku nie ma ochoty iść, a pragnie zostać i pomilczeć w ciszy wraz z brunetem.
Bo tak jakby ta cisza ich zbliża ...
- Do zobaczenia ...
Rozchodzą się w dwie różne strony.
I ciemność ...
Otwiera oczy. Zrywa się z łóżka. Trzepocze rzęsami. Znowu to samo. Ma tego dość. Im bardziej chce przed tym uciec, tym bardziej to ją dogania. Myślała, że uwolniła się od tego, że uciekła. Na próżno.
Oddech ma przyspieszony i nie równy. Strach ponownie oplótł ją od stóp do głów. Rozgląda się. Koło małego stolika stoi dziewczyna pochylona nad czymś stłuczonym, niegdyś pewnie przypominającym postać wazonu.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić. - mówi w zakłopotaniu blondynka.
Wstaje z łóżka. Podchodzi do dziewczyny (za pewnie swojej współlokatorki).
- Nic się nie stało. - unosi lekko kąciki ust w górę.
Bez zastanowienia pomaga pozbierać porcelanę. Szybkim ruchem zbiera kawałki i odkłada gdzieś na bok. Może da się posklejać ?
- Dziękuję. - mówi otrzepując ręce. - Ludmiła. - wyciąga do niej dłoń w geście przywitania. No tak nie znają się. - Dla przyjaciół Lu. - dodaje.
Uśmiech ma szeroki, szczery. W jej brązowych oczach jest coś w postaci radości, pałającej sympatii, którą szybko można uchwycić bo nie trudno tego zauważyć. Głęboko w sercu odczuła smutek. Ta dziewczyna jest taka radosna, szczęśliwa. Może jej tylko tego pozazdrościć.
Analizuje wzrokiem. Wydaję się całkiem miła, a przecież się
- Francesca. - podaje dłoń.
- Zakręcony ten dzień. - spogląda na kawałki porcelany. - Najpierw uciekł mi autobus, później nie mogłam tu trafić, teraz to. - nawija jak katarynka przy czym jest trochę zabawna. Nie sposób jej przerwać. - Przepraszam. Gadam jak najęta, a kogo to obchodzi ?
- Może da się posklejać ? - myśli nad znalezieniem porządnego kleju by skleić to co zostało rozbite.
- Słucham ? Ahh tak, tak.
- Posklejam to. - oświadcza.
- Nie, nie, nie. - kręci przecząco głową. - To moja wina więc ja powinnam. - zabiera kawałki do siebie, kładąc je na małym stoliku stojącym obok jej łóżka.
Wie, że nie wygra. Odpuszcza. Uśmiecha się i wraca na swoje łóżko. Próbuje zasnąć.
- Koszmary ? - wyrywa ją z zamyśleń.
Blondynka siedzi przed wielką walizką i po woli wypakowuje swoje rzeczy.
O swoich zapomniała. Nie chce jej się, później się za to zabierze.
- Dlaczego pytasz ? - unosi jedną brew do góry.
- Mówiłaś przez sen. - odpowiada spokojnie.
- Co ? - natychmiast prostuje się.
- Jakieś nie zrozumiałe bełkoty. - uśmiecha się. - To co ci się śniło ?
- Właściwie ... Nic. - odpowiada po chwili zastanowienia się.
- Dziwne. - mruczy jakby do siebie. - Ja chciałabym żeby coś mi się przyśniło. Nie pamiętam kiedy ostatnio śniłam. Nawet koszmary mi się nie śnią. Już zapomniałam jakie to uczucie. Chciałabym aby przyśnił mi się jakiś gorący Latynos, albo nie ! Jakiś umięśniony brunet. Albo jedno i drugie. - znowu gada. Jest zabawna i z trudem można powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Czasami irytująca, ale przez chwilę.
Wariatka. - myśli i śmieję się.
Obraca się na drugi bok i próbuje zasnąć. Tym razem zasypia z myślą o pięknej melodii, którą miała okazję dzisiaj posłuchać.
Otwiera oczy, a po chwili szybko przysłania je dłonią. Wiązka światła przebijająca się przesz zasłony okna, poraziła jej zaspane oczy.
Przeciąga się na łóżku jak leniwa kotka i otwiera oczy. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że w pokoju nikogo oprócz niej nie ma. Czyżby zaspała na pierwsze zajęcia ?
Szybko podrywa się z łóżka i podbiega do swojej torby podróżnej z której zaczęła wyrzucać ubrania, a poszukiwać tych, które nadawały by się na dzisiejszą pogodę. Kątem oka spogląda na widok za oknem. Pogoda dalej dopisywała. Natychmiast wyciągnęła z torby jedną z swoich ulubionych sukienek i razem z przygotowanym ubraniem pobiegła do łazienki wziąć szybki prysznic.
Wpada pod prysznic. Ciepłe krople wody pobudzają ją do życia, odprężają ... Przymyka oczy. Cieszy się błogą chwilą. Na jej twarz wkrada się uśmiech. Jest szczęśliwa, a przynajmniej tak jej się wydaję. Nic jej w życiu już nie brakuje. Ma wszystko. Od lat czekała na tą chwilę by móc powrócić do tego miasta i zostać tu. Jest tu dopiero dzień, a to dopiero początek. W głębi duszy ma nadzieję, że to miejsce sprawi, że uleczy jej rany, a jej demony, które nawiedzają ją ilekroć na moment przymknie oczy, odejdą na zawsze.
Niespodziewanie dopada ją silny ból głowy. Zaciska zęby, obejmuje rękoma głowę. Ten ból przeszywa ją na wskroś. Osuwa się na ziemię. Próbuję krzyczeć, ale na marne.
- Fran ? - słyszy głos swojej współlokatorki dobiegający z ich pokoju.
Wychodzi z pod prysznica. Słania się na nogach. W pośpiechu szuka swoich tabletek, które jeszcze w czasie uczęszczania na zajęcia, terapeuta przypisał je jej by miały w jakiś minimalny sposób jej pomóc. Na raz połyka aż dwie. Po paru sekundach ból staje się łagodniejszy, a następnie ustępuje.
- Francesca. - słyszy pukanie do drzwi. - Jesteś tam ?
W pośpiechu nakłada na siebie ubrania, a mokrym włosom pozwala kaskadami spływać z ramion. Otwiera drzwi i wychodzi.
- O Fran. - spogląda na blondynkę.
Wydaję się być trochę przestraszona i zdenerwowana. Na twarzy wymusza nikły uśmiech.
- Już myślałam ... - kręci głową, zaprzeczając swoim własnym myślą. - Nie ważne ... - uśmiecha się.
- O co chodzi ? - unosi jedną brew, pytając.
- Daj znać kiedy będziesz gotowa. Zejdziemy razem na śniadanie. - mówi i zawraca, podchodząc do stolika gdzie leżą kawałki rozbitego wazonu. Przysiada na krześle i zaczyna szukać odpowiednich elementów, które mogłyby pasować do siebie.
Wchodzi z powrotem do łazienki. Opiera się o umywalkę, staje przed lustrem i przygląda się sobie. Oczy podkrążone od braku snu, na dodatek jest coś w nich, że gdy sama w nie spojrzy, przeszywa ją dreszcz strachu. Zastanawia się, a po chwili spuszcza wzrok. Odkręca kran z zimną wodą i ochlapuje twarz wodą tak by się pozbyć resztek bólu po zaistniałej sytuacji, która miała wydarzenie kilka minut wcześniej.
Przeciera twarz swoim ulubionym miękkim, niebieskim ręcznikiem. Podnosi po woli wzrok i zauważa w odbiciu lustra nie tylko swoje odbicie, ale także kogoś innego. Jakaś czarna postać stoi z tyłu za nią. Upuszcza z przerażenia ręcznik na ziemię i gwałtownie odwraca się do tyłu. Nie wierzy w to co zobaczyła. Przeciera z niedowierzaniem oczy.
- Francesca ! - słyszy wołanie Ludmiły.
- Już idę. - odkrzykuje.
Podnosi z podłogi ręcznik i wiesza go na wieszaku. Rozplątuje swoje włosy, które już zdążyły same doschnąć i wychodzi z łazienki.
- No nareszcie. - blondynka stoi przy wyjściowych drzwiach.
Spogląda na stolik gdzie zostały pozostawione kawałki rozbitego wazonu. Niestety dalej jest w kawałkach i najwidoczniej wysilenia blondynki na nic się nie zdały by pozbierać ten antyk do swojej dawnej postaci.
- Tego przeklętego wazonu nigdy nie zdołam poskładać. - dziewczyna podchodzi do stolika i z zniechęceniem wpatruje się w kawałki.
- Spokojnie. - śmieje się pod nosem. - Idziemy ? - zmierza ku wyjściu.
- Jasne. - coś jeszcze mamrocze pod nosem w stronę rozbitego wazonu i po chwili opuszcza pokój.
- Nie jesteś stąd prawda ? - zagarnia przerywając cisze.
- Przyleciałam tu z Włoch. - odpowiada wodząc wzrokiem za każdym swoim postawionym krokiem.
- Ohh tam jest podobno cudownie. Osobiście tam nie byłam, ale kiedyś ... Kto wie ... - śmieje się.
- Nie ma tam nic nadzwyczajnego. - krzywi się.
- Jak możesz tak mówić ? - oburza się. - Porównując to z tym miastem to ...
- Osobiście uważam, że Buenos Aires jest uroczym miastem i bardzo zachwycającym miejscem ...
- Mieszkam tu od urodzenia i uwierz mi gdybym mogła wyrwałabym się z tego miasta. To miejsce jest przeklęte ...
Ostatnie zdanie długo zapada w jej umyśle. Stara się zrozumieć swoją współlokatorkę dlaczego tak miałaby twierdzić. To miasto nie należy do siedmiu cudów świata, ale w szczególności dla niej, jest szczególnym miejscem. Od zawsze chciała tu mieszkać. Dobrze pamięta, że tu spędziła swoje najpiękniejsze chwilę w czasie wakacji. Te wspomnienia nie zamieniłaby na żadne inne. Chce móc tu zostać i cieszyć się tym miastem. Liczy na to, że dzięki temu odzyska odebraną pamięć.
Podobno nadzieja umiera ostatnia ...
Przechodzą przez korytarz, przez który miała już okazje spacerować. Spogląda na wiszące obrazy. Znowu oplata ją jakby zimny dreszcz od góry do dołu. Namalowani muzycy posyłają jej lodowate spojrzenia. Przez jej ciało przechodzą dreszcze. Okropni, myśli i szybko odwraca od nich wzrok.
Mija wielką sale i w końcu wraz z blondynką, dociera do jadalni. Ludmiła o wiele pewniejsza, brnie do przodu z wysoko postawioną głową do góry, uśmiechając się szeroko do wszystkich, machając na powitanie jakiejś osobie stojącej na samym końcu jadalni w kolejce po jedzenie.
Przebiega wzrokiem po ludziach, którzy siedzą przy zajmowanych stolikach, jedząc prze różne dania. Jak dla niej jest tu za tłoczno. Cała sala ogólnie jest przestronna. Prawie trzy czwarte jej powierzchni zajmowały stoły i krzesła. Wielkie okna wpuszczały dużo słońca co sprawiało, że sala była bardzo przejrzysta. Po całym pomieszczeniu roznosiły się zapachy dobiegające z kuchni, gdzie na jadalni, panie w białych fartuchach wydawały posiłki. Jak za czasów licealnych, myśli i uśmiecha się do siebie.
Idzie za blondynką, zmierzając do punktu wydawania dań. Czuje na sobie czyjś wzrok. Jeszcze raz rozgląda się. Studenci patrzą na nią jakby była duchem, aniołem lub innym nadprzyrodzonym stworzeniem, a przecież jest taka jak wszyscy. Spuszcza głowę i przysłania twarz za kaskadą włosów, nie chce widzieć (oczu, uśmiechu, kogoś - innego), pokazać?
- Marco ! - blondynka rzuca się na szyję jakiemuś brunetowi o brązowych oczach.
- Lu ! - wpada w jego ramiona, a on szczelnie, przytula ją do siebie jakby nie chciał żeby ktoś mu ją odebrał.
- Ja ... Myślałam ... Przecież ... - miesza się, a z jej twarzy nie schodzi uśmiech.
- Londyn to nie miejsce dla mnie. - śmieję się.
- Jak dobrze cię z nów widzieć.
Przygląda się. Jej oczy błyszczą jak diamenty. Tak jakby ... Przez chwilę się zastanawia obserwując dokładnie zachowanie swojej współlokatorki jak i tego chłopaka, który z tego co wynika musi być bardzo blisko z blondynką. Pasowali by do siebie, szybko przebiega jej przez myśli chociaż nie byłaby tego taka pewna. Jest coś dziwnego po między nimi. Na pierwszy rzut oka nie da się tego dostrzec, jednak gdy się przyglądnąć ...
- To jest Francesca. - budzi się gwałtownie z zamyśleń po usłyszeniu swojego imienia.
Prostuje się i spogląda to na Ludmiłe, to znów na chłopaka, który dziwnie przygląda się jej, jakby się czegoś doszukiwał.
- Marco. - wyciąga dłoń, uśmiecha się nikle.
- Fran. - spogląda w jego brązowe tęczówki. Twarz wydaje się być znajoma ...
Podaje dłoń w geście przywitania, śledząc wzrokiem każde poczynanie nowo poznanej osoby.
- Francesca jest z Włoch. - zabiera swoje jedzenia i podążając tym razem za dwójką, dochodzi do wolnego stolika przy którym wszyscy zasiadają.
- Naprawdę ? - podnosi brwi w zaskoczeniu.
- Tak. - uśmiecha się, trochę nie pewnie. To przecież nic nadzwyczajnego.
- I przyjechałaś tu studiować ? - zauważalnie drwi, powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Tak. - odpowiada nad wyraz spokojnie.
Brunet szybko wpada w zakłopotanie, odchrząkuje i jakby nigdy nic zabiera się do dalszego spożywania posiłku.
- Ja też tego nie rozumiem. - zabiera głos Ludmiła. - Ja bym tu nigdy z własnej woli nie chciała przylecieć.
Wzrusza ramionami. - Chce odnaleźć siebie. - szepcze do siebie.
- Hm ? Mówiłaś coś ? - przekręca głowę, spogląda pytająco wyczekując odpowiedzi.
- Nie, nie ... - uśmiecha się.
- Tutaj ! - blondynka niespodziewanie krzyczy kogoś przywołując.
Unosi spojrzenie znad talerza, rozgląda się. Do stolika podchodzi jakaś dziewczyna z burzą czarnych loków na głowie. Zaraz za nią idą jakieś chłopaki. Jeden wyższy o brązowych włosach, ubrany w koszule w kratkę, drugi nie co niższy w bluzie.
- Marco ? Ty tutaj ? - pyta nieznajoma.
- Taka niespodzianka. - uśmiecha się i po chwili wpadają w swoje objęcia.
- Ejej ! - grozi palcem brunet (ten wyższy). - Że nam nie powiedziałeś to bym się nigdy tego po tobie nie spodziewał. - mówi, a po chwili wybucha śmiechem. - Dobrze cię znowu widzieć.
- Niestety. - dodaje niższy, śmiejąc się.
- Bo zacznę jeszcze tego żałować.
- Chce wam kogoś przedstawić. - przerywa konwersacje blondynka. - To Francesca, moja współlokatorka.
- Miło cię poznać. - uśmiecha się dziewczyna o kręconych włosach. - Natalia, dla przyjaciół Natii.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawia po kolei dalej.
- Francesca. - z jej twarzy nie schodzi uśmiech, szkoda tylko, że tak bardzo sztuczny ...
Ma ochotę stąd uciec. To wszystko ją przerasta. Czuje się jak w klatce, a ci wszyscy, jak na raz ją przytłaczają swoją obecnością. Może dlatego, że nigdy nie doświadczyła czegoś takiego ? Może dlatego, że zawsze była zbyt nie śmiała, lub po prostu nie była chętna do zawierania nowych znajomości, bo przecież zawsze sama. I dopiero teraz poczuła, że wolałaby pozostać w swoim pokoju sama z książką w ręku.
Siedzi przy stole z nowo poznanymi ludźmi. Już nawet jedzenie jej zbrzydło. Spogląda co chwilę na Ludmiłę, która zdaje się być w swoim żywiole bo gada jak najęta, a pozostali słuchają ją i śmieją się z jej opowiadań. Osobiście ją to nie bawi, chodź są momenty, że mogłaby roześmiać się z innymi, tak po prostu, najzwyczajniej na świecie. Nagle znowu czuje powracający ból głowy. Szumi, piszczy w uszach i nie daje spokoju. Musi wyjść na świeże powietrze.
Spogląda na swój zegarek na ręce. Pierwsze zajęcia zaczynają się za parę minut, więc ma jeszcze czas.
- Muszę, znaczy pójdę się przewietrzyć. - podnosi się nie pewnie z krzesła.
Zdaje się, że nikogo to nie interesuje bo nikt nawet nie zareagował na słowa Włoszki. Zrezygnowana odchodzi.
- Fran ! - słyszy za swoimi plecami, tuż przy wyjściu.
Odwraca się nie pewnie bo kto mógłby ją wołać ? Przecież nie zna tu nikogo za dobrze, a o nowo poznanych przyjaciołach nawet nie pomyślała bo są zbyt zajęci opowiadaniem sobie nawzajem swoich opowieści.
- Nie będziesz mieć nic przeciwko jeśli pójdę z tobą ? - brunet nikle się uśmiecha, jeśli dobrze pamięta, Leon.
- Nie, nie ... - unosi lekko kąciki ust do góry.
Trochę jakby zaskoczona idzie wraz z nowo poznanym chłopakiem w ciszy. Widzi jak brunet zerka na nią ukradkiem co chwilę. Spogląda na niego rozbawiona w duszy, jak on ucieka wzrokiem przegrany i świadomy tego, że został przyłapany na gorącym uczynku.
- A więc jesteś z Włoch ?
Przytakuje.
Kilka minut wędrują po dziedzińcu w te i z powrotem, wsłuchują się w szum wiatru, kołatający między konarami wysokich drzew, aż w końcu zmęczeni przysiadają na kamiennym murku.
Odchyla głowę do tyłu, przymyka oczy. Wiatr sprawia, że koi jej ból głowy.
- Mam wrażenie jakbym skądś cię już znał.
Odchrząkuje, nie robi wrażenia,
- Muszę już wracać. - wyznaję po chwili ciszy.
Brunet jakby zawiedziony, spuszcza głowę.
- Za parę minut zaczynają mi się zajęcia. - dodaje szybko.
- Ja też, zasiedziałem się.
Znowu cisza.
Kiwa głową z uznaniem, trochę zaskoczona tym, że tak naprawdę gdzieś w środku nie ma ochoty iść, a pragnie zostać i pomilczeć w ciszy wraz z brunetem.
Bo tak jakby ta cisza ich zbliża ...
- Do zobaczenia ...
Rozchodzą się w dwie różne strony.
~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~
Od autorki :
Nawet nie wiecie ile męczyłam się nad napisaniem pierwszego rozdziału.
Zwykle z niczego nie jestem nie zadowolona i chciałabym żeby wszystko wyszło perfekcyjnie.
Nie mówię, że to jest perfekcyjne, mam nadzieję po prostu, że jakoś wyszło. Muszę się także wam wytłumaczyć z tego, że taak długo nie dodawałam tego posta. Starałam się poprawić oceny żeby udało mi się mieć świadectwo z paskiem. Teraz wszystko jest okej, poprawiłam co miałam i czekam na oficjalne zakończenie roku szkolnego.
Teraz zbliżają się wakacje i będę mieć dużo czasu na prowadzenie blogów :)))
Do zobaczenia :*
Ps. Za wszelkie błędy ortograficzne przepraszam; od razu po ich wyłapaniu postaram się je poprawić.
/Mari♥
Miejscóweczka <3
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz ile czekałam <3
Haha wiem, wiem. Przepraszam :D
UsuńWrócę wieczrem :-)
OdpowiedzUsuńOkej :)))
UsuńWracam, heej kochana. Taa... wracam wieczorem, a nie wieczrem - ale szczegół. Ile ty masz talentu?! Wiesz co, nawet się nie podzielisz. Rozdział świetny, opłacało się tyle czekać ;-) Te piękne, upalne czerwcowe lato... - zakochałam się w tej historii *.* Zaliczam do ulubionych. Fran w pokoju z Ludmi, Marco - coś mi się wydaje, że on coś wie, ale znając życie to się mylę. Leoś zakochany? A może szykuke się Leoncesca. Ta melodia... Diego ją kiedyś grał, i stąd Fran ją zna? Nie mam pojęcie kto ją grał w teraźniejszości. Lu jaka wygadana i taka trochę niezdara xD Francesca Lionka zbyła, aż mi się szkoda go zrobiło :-(
UsuńCzekam na kolejne cuda ^.^
Buziaki ;-***
Skarbie, wrócę tutaj niebawem. ;*
OdpowiedzUsuńCzekam ^^
UsuńCześć, kochana.
UsuńWracam tak spóźniona, nie mam pojęcia jak mogłam zrobić Ci coś tak okropnego. Matko, jak mi wstyd, po prostu porażka. Na dodatek mam zaległości w komentowaniu aż dwóch wspaniałych rozdziałów, Twojego autorstwa. Postaram się nadrobić wszystko dzisiejszego dnia. Mam nadzieję, że mi się uda oraz to, że nie załamiesz się aż tak moją głupotą. ;D
Piszesz pięknie, naprawdę pięknie. Masz ogromny talent, którego większość z nas może Ci tylko pozazdrościć. Zakochałam się w tym, co wyczyniasz ze słowami. Jesteś świetna, a ja jestem Twoją ogromną fanką. :D
Francesca wraca do swojego ukochanego Buenos Aires. Piękne miejsce, dużo w nim słońca. Mi już chyba na zawsze będzie kojarzył się z muzyką, energicznymi ludźmi. Włoszka przeżywa teraz naprawdę ciężkie chwile w swoim życiu. Bez ukochanego, bez miłości jej życia. Już nic nie jest takie samo. Diego, Diego, Diego; brakuje tu nam Ciebie :'( Utrata pamięci utworzona przez silne uderzenie, tak? To na pewno przez ten wypadek, na pewno. Ale dlaczego nikt nie chciał jej o tym powiedzieć? ;| Ludmiła, to świetna dziewczyna. Pierwsze wrażenie podobno jest najważniejsze, a jej udało się zrobić je ogromne. ;) Czyżby ten ktoś, którego zobaczyła Francesca, a potem zniknął, to Diego? Kurczę, kocham to opowiadanie. ;* Leon? Ojejku, będzie się działo :D
Kochana, lecę czytać dwójeczkę. ;*
Kurczaczki, zapomniałam uwzględnić jeszcze jednej rzeczy. Dziękuję za tak miłe słowa skierowane do mojej osoby. Jesteś kochana i to ja powinnam Ci dziękować, że mogę być świadkiem tak wspaniałej historii.
UsuńPrzepiękne. Zakochałam się w twoim pisaniu.
OdpowiedzUsuńChciałabym pisać tak pięknie jak ty.
Buziaki VO- Kleopatra
PS: Zapraszam do mnie
calaresztaniemaznaczenia.blogspot.com
Dzięki ;**
UsuńZ przyjemnością zajrzę na Twojego bloga :)
Cudowny rozdzial ;)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie zacuekawiona dalszym przebiegiem akcji ;)
Pozdrawiam i zycze weny ;*
Dziękuję (:
UsuńMisia przybywa
OdpowiedzUsuńTrochę późno, ale zawsze coś xD
Piękne <3
Co do twojej nieobecności, to doskonale rozumiem, ponieważ sama miałam podobnie.
Na szczęście są już wakacje i można odpocząć
Czekam na next i życzę weny
Besos :-*
Misia
Dobra, jestem tu nowa. Wkurza ten blogger. Po kilku nieudanych próbach wreszcie dodaję komentarz. Cudnie piszesz (tu bym walnęła serducho, ale jestem na fonku)! Nie mam pojęcua co mówić. Cudo, cudo, cudo. Weny, jak wrócą rodzice zaobserwuję tego bloga. Serdecznie zapraszam też do mnie: bo-kazdy-koniec-jest-poczatkiem.blogspot.com, mam nadzieję, że zajrzysz. Prwszy part opublikuję za tydzień, ale chciałabym tam zobaczyć jakiegoś motywującego koma. Choć jednego :-)
OdpowiedzUsuń