Black Parade

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 02 : Promienie ciszy.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~


Chmura rozkrojona skrzydłem motyla 
przelatuje wysoko
nad błyskiem moich oczu boi się 
spojrzeć słońcu w oczy
woli pierzchnąć niżeli zniknąć
słońce rozsypuje promienie
jak ja swoje dziesięć palców nad ciszą łąki
w samo południe 
bose nogi nie plamiąc zieleni
stąpają po ziemi czując dotyk nieba
za mną szumi potok woda w nim ucieka
a mój czas stanął w miejscu
złożył skrzydła senny wije się pośród traw
szukając wytchnienia.


   Wykładowca spogląda na zegarek na swoim lewym nadgarstku i po chwili oznajmia, że właśnie dobiega koniec zajęć.
   Podrywa się z krzesła, zabierając przy okazji swoje notatki i co najważniejsze - zeszyt z nutami i opuszcza salę. Tuż za nią idzie Natalia z Maxim. Kompletnie przez przypadek słyszy ich rozmowę. Ostro wymieniają swoje poglądy i od razu można było spostrzec, że się o coś zażarcie kłócą.
   Odwraca się lekko za siebie i styka się spojrzeniem z dwójką kłócących się ludzi. Oni tylko rzucają jej mizerny uśmiech i od razu skręcają w prawo, wracając do kłótni.
   Przyciska mocniej do siebie teczkę z różnymi zapiskami i skręca w przeciwną stronę. Przez chwilę zamyśla się nad tym czy aby Ludmiła już właśnie skończyła swoje zajęcia. Zna ją naprawdę krótko, ale polubiła tą osobę do tego stopnia, że jest w stanie stwierdzić, że mogłyby w przyszłości zostać naprawdę najlepszymi przyjaciółkami.
   Dobrze pamięta, że nigdy nie należała do osób towarzyskich. Zawsze stara się być zimna i obojętna. Może dlatego, że nie lubi się sparzyć ... Kiedyś, jeśli dobrze pamięta, miała przyjaciółkę. Poznała ją na wakacjach, właśnie tu w Buenos Aires. Zaufała jej. Były najlepszymi przyjaciółkami. Później wydarzył się wypadek, którego do tej pory nie pamięta i nie wie czy będzie kiedykolwiek w stanie sobie przypomnieć jakieś konkretne fragmenty. Od tamtego czasu ich znajomość od tak zniknęła. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że nawet nie wie co się stało. To wszystko działo się w tak dużym tempie. Wypadek, powrót do Włoszech ... A dopiero nie tak dawno o wszystkim raczyli jej powiedzieć rodzice.
   Potrząsa głową z wymalowanym grymasem na twarzy. Im bardziej chce sobie przypomnieć cokolwiek z tamtego dnia, tym bardziej temu wszystkiemu, coś albo ktoś, nie pozwala by wspomnienia wróciły i na nowo odżyły.
   Dziś, gdy to wszystko dawno a może i całkiem nie dawno minęło, stara się dokładnie wszystko odnotowywać w swojej pamięci. Śledzi wzrokiem każde szczegóły, wsłuchuje się bardzo dokładnie tak jakby bała się, że pewnego dnia tak niespodziewanie jak tamtego dnia, znowu coś przyjdzie i wymarzę pamięć, a to jest chyba najgorsze. Codziennie się tego boi. Żyje w strachu chodź w głębi duszy wie, że już jest bezpieczna, że nic już jej nie zagraża ...
   Tak więc dlaczego ciągle szuka schronienia ?
   Idzie pewnym krokiem kierując się do swojego akademickiego pokoju. Gdzieś tak w połowie zajęć przypomniała sobie, że zaraz po zakończeniu pierwszych lekcji, będzie musiała się zabrać za wypakowanie swoich ubrań z walizki. Jak zwykle, w zwyczaju ma odkładanie wszystkiego na później do momentu kiedy to już nie ma znaczenia i nie ma sensu się za to zabierać.
   Gdzieś w oddali zauważa znajomą twarz. Nie jest pewna czy to właśnie on. Nawet nie zauważa kiedy niespodziewanie na jej twarzy pojawia się uśmiech. Nigdy tak gwałtownie i pochopnie nie reaguje. Przecież nawet go nie zna. Rozmawiali (o ile można nazwać to rozmową) dosłownie przez chwilę. Co się ze mną dzieję, szybko karci się w myślach. Głupia.
   Przybiera kamienną twarz i obojętnie, na bezpieczną odległość przechodzi jakby nigdy nic. Niespodziewanie ktoś do niej dobiega. Przez chwilę jej serce kołacze jak oszalałe. Ciężko wzdycha gdy widzi przed sobą roztrzepaną i w jakże znakomitym humorze, blondynkę. A jeszcze przez chwilę śmiała stwierdzić, że naprawdę polubiła tą dziewczynę ...
- Wszędzie cię szukałam ! - chwyta pod rękę, dokądś prowadzi.
- Byłam na zajęciach. - odpowiada jeszcze poruszona tym nagłym pojawieniem się obok swojej współlokatorki.
- Ahh wiem, wiem, ale nie o to mi chodzi. - macha lekceważąco ręką. - Spacer, Leon ... I jak ?
- Słucham ? - ściąga brwi, czegoś tu nie rozumie.
- Tak wiem, wiem ... Ale uwierz mi Leon to naprawdę świetny mężczyzna. Znam się z nim od dzieciństwa.
- Ale ... - zatrzymuje się gwałtownie.
Szybko przerywa, nie dając dojść do słowa. - To dobry człowiek ... - zamyśla się przez chwilę. - Tylko często w związkach zostawał zraniony ...
- Lu, ale o czym ty mówisz ? Nawet go nie znam. - patrzą w stronę bruneta stojącego z jakąś grupką swoich znajomych. On, odwraca się i posyła w ich kierunku przejrzysty uśmiech.
- Wiem. - no tak zawsze wie wszystko ... - Ale kiedyś ... - uśmiecha się tajemniczo.
   Idzie dalej. Wraz z blondynką zmierza do pokoju. Przez całą drogę dziewczyna zasypuje różnymi opowieściami, Włoszkę. Nie znają się długo, ale wydaję się jakby znała cały życiorys blondynki. W przeciągu paru minut, Ludmiła potrafi streścić połowę swojego życia. Nie, żeby ją to nie interesowało, ale mogłaby chodź na chwilę umilknąć. Ceni sobie ciszę ...

Wspomnienie II : Cisza.

   Hałas, który rani jej uszy, powoli nie może go znieść.

   Zatrzaskuje drzwi, opada, naciągając na twarz poduszkę, zatapiając się w niej po uszy. Nie może, nie potrafi już dłużej tego znieść. Codziennie, jedno i to samo aż do znudzenia.
Nienawidzę cię!, słyszy z dołu krzyki i po mimo starań, bardzo wyraźnie. 

   I znowu ...
   Zaciska opuszki palców co raz mocniej na poduszce. Ciągle słyszy, a jedynie czego pragnie to ciszy. Nie chce, na siłę wypycha z umysłu wszystko co słyszy. Z oczu płyną łzy. 

   A oni nawet nie zważają, że ranią. Zażarcie kłócą się. Ciągle sypią się przekleństwa, obelgi. Nie zwracają uwagi, że ona, mająca zaledwie siedem lat, płacze. 
   A niebo grzmi, że pozwalają by ten anioł uronił przynajmniej jedną łzę. 

   Trzęsie się ze strachu, pyta w myślach kiedy to się skończy ? Oczekuje odpowiedzi, czeka aż któreś z rodziców w końcu wyjdzie z domu by ochłonąć, bo przecież to jedyne rozwiązanie by na chwilę w domu zapanował spokój i cisza.

   Nie wytrzymuje. Podrywa się z łóżka, wychodzi z pokoju. Ociera słone łzy, które gdzieś jeszcze błądzą, spływając z policzków. Zbiega ze schodów. Zaciska małe piąstki. W końcu zbiera się na odwagę i ile sił w płucach ...

   krzyczy ...
      CISZA
         - zwracając na siebie uwagę.

   Spoglądają to na siebie to na nią, zdezorientowani. Po chwili opamiętania podbiega do niej rodzicielka, obejmuje i szczelnie przytula. 

   PrzepraszamSTOPJużNigdyWięcejSTOPPrzepraszam...

   Już z dala widzi drzwi do pokoju. Chce w końcu położyć się na łóżku i z powrotem móc zajrzeć do swojej książki. W myślach przypomina sobie, na którym momencie bestselerowej książki, skończyła czytać. Zastanawia się jaki będzie dalszy los głównej bohaterki, co sprawia, że podsyca chęć jak najszybszego chwycenia lektury w swoje ręce.
   Blondynka, która do tej pory nawijała jak szalona opowiadając o każdym z swoich przyjaciół, których dzisiaj miała okazje przez nią poznać, zamilkła. Jej twarz przybrała szybko inny wyraz.
- I co było dalej ? - stara się jakoś podtrzymać rozmowę bo jak do tej pory nie odzywała się ani słowem, a słuchała jednym uchem. - Lu ? - potrząsa ją za ramię, lekko zaniepokojona.
   Dziewczyna skupiona na jednym punkcie z przymrużonymi oczami i ewidentną nienawiścią spogląda gdzieś w dal. Stara się zrozumieć o co chodzi. Może się obraziła, przebiega przez jej myśli, a blondynka zdaje się być nie ugięta. Na jej czole pojawia się żyła, która pulsuje w złości.
   Przełyka gorzko ślinę, chwyta mocno za nadgarstek i ciągnie za sobą.
- O co cho ... - nie zdąża zapytać. Ta odwraca się gwałtownie i z zaciętością w oczach wbija swój wzrok w nią.
- Gdyby cokolwiek mówili, nie reaguj. - wymierza w nią wskazującym palcem.
- Kto ? - rozgląda się. Nie widzi tu nikogo podejrzanego, kto mógłby sprawić, że blondynka aż gotuje się z złości.
- Widzisz ich ? - wskazuje skinięciem głowy na grupkę ludzi stojących obok schodów.
   Wytęża wzrok. Widzi, ale co z tego ? Dalej nic nie rozumie. Spogląda na blondynkę i jej oblicze, które jak do tej pory, nie miała okazji oglądać. Najwyraźniej nie zna ją na tyle dobrze, bo nawet nie wie co wywołało u niej taką nagłą złość, a przecież w swoich opowiadaniach tym się jeszcze nie chwaliła.
- Są na tym samym roku. Znam paru z nich z liceum ... - podąża wzrokiem w miejsce, gdzie blondynka aktualnie spogląda zza ramienia.
- Kto to ? - pyta o osobę na której przed chwilą skupiał się wzrok Ludmiły.
- Hm ? Ahh ! - splątuje ręce na klatce piersiowej. - To Federico Pasquarelii. - przewija naokoło oczami. - Znam go z liceum i osobiście nienawidzę go z całego serca. - mówi z zaciętością.
   Przygląda się każdemu z osobna. Przez chwilę zastanawia się o co może chodzić skoro Lu wygląda i sprawia wrażenie bardzo miłej i sympatycznej osoby, która mogłaby się zaprzyjaźnić z każdym. Co więc sprawiło, że tak bardzo nienawidzi tego człowieka ?
   Jej wzrok styka się z tajemniczym chłopakiem o kruczoczarnych włosach i równie dobrze, czarnych, zawładniętych przez ciemność, jak ocean o północy, oczu. Od razu przeszywa ją dziwny dreszcz sięgający od stóp do głów. Czuje jakby skądś go już znała, jakby widziała ...
   Ucieka spojrzeniem. Spogląda na czubki swoich butów. Ostatnio, jeśli dobrze pamięta, w swoich snach, a nawet w nie których momentach (w rzeczywistości rzecz jasna) jakby go widziała.
   Nie jest całkiem pewna. Unosi jeszcze raz wzrok. Patrzy na niego. Czuje jak niespodziewanie oplata ją fala zimnego powiewu wiatru przez co aż włoski na jej rękach unoszą się do góry. Po mimo obojętnej fasady, coś jakby przełamuje się w niej, coś jakby całą tą pustkę, wypełniło ją na raz.
- Francesca. - szturcha ją, przywołując do porządku.
Odchrząkuje. - T-tak ? - odzywa się zachrypniętym, wyważonym głosem, nagle zapominając gdzie jest - odkrywając przez całą tą (jak dla niej) wieczność, tajemniczość chłopaka, który hipnotyzuje ją, wprawiając w kompletne zatracenie się w poczuciu czasu.
   Blondynka bełkocze coś pod nosem, szarpiąc się z swoją torbą, usilnie próbując wsadzić do niej na raz wszystkie książki.
- Emm ... Lu, kto to ? - pyta nie pewnie, nie wiedząc czy sama chce wiedzieć.
- Kto ? - podnosi wzrok.
- No ten ... - próbuje wskazać na chłopaka, młodego mężczyznę?, który jeszcze dosłownie przed kilkoma sekundami, stał opierając się o ścianę. - Nie ważne ...
   Wchodzi za blondynką do pokoju, jeszcze raz oglądając się za siebie, w miejsce gdzie nie dawno stał tajemniczy chłopak.
Przecież na pewno tam stał, myśli.

*
nieco później

   Chodzi po pokoju, nie może zagrzać nigdzie miejsca. Minęło parę godzin, ale to nie zmienia faktu, że tak szybko ochłonie z emocji, bo ilekroć przypomni sobie tą włoską gębę, która ma wymalowany ten chytry uśmieszek pod nosem, skierowany do niej, ma odruchy wymiotne. Gdyby mogła zdarła by mu ten uśmiech z twarzy i wtedy ona śmiała by mu się prosto w twarz.
   Przysiada na łóżku i nawet nie spodziewając się, z nerwów drga jej noga. Ponownie wstaje i zaczyna krążyć po pokoju, bo najwyraźniej siedzenie jej w niczym nie pomorze, a w szczególności nie w zachowaniu spokoju. Co to, to nie ...
   Ciężko wzdycha. Nie wie co ze sobą zrobić. Wie, że musi zająć umysł czymś innym, jak na przykład ... Spogląda na mały stoliczek stojący przy jej łóżku. Już któryś raz z kolei, podchodzi i decyduje się w końcu na posklejanie tego przeklętego wazonu.
   Przysiada przy stoliczku i bierze pierwszy lepszy kawałek o kilku, ostro zakończonych końcach. Szuka jak po między puzzlami, odpowiedniego fragmentu, który mógłby pasować. Nigdy nie lubiła takich zabaw. Układanie jakiś układanek, puzzli, to zawsze ją męczyło i w nie których momentach, doprowadzało do szału. Nigdy nie była dość cierpliwa ...
   Znowu coś bełkocze pod nosem, pewnie jakieś przekleństwa dotyczące rozbitego wazonu. Rzuca kawałkiem porcelany o resztę i opada do tyłu na łóżku. Ma dość. Jest święcie przekonana, że tego wazonu nie da się poskładać, a aktualnie nadaje się tylko i wyłącznie na śmieci. Gdyby nie Fran, już dawno by go z nerwów wyrzuciła. Nawet za okno, dodaje w myślach i uśmiecha się na samą myśl wyobrażenia sobie takiej sceny.
   Spogląda na Włoszkę, która jest pochłonięta w czytaniu jakiejś książki. Bardzo polubiła tą osobę, mimo tego, że jest jej kompletnym przeciwieństwem. Po mimo tej fasady obojętności, kryje się coś więcej i jest o tym doskonale przekonana. Ta rola w ogóle do niej nie pasuje, chodź dalej ją odgrywa, ukrywając się za maską. Czuję, że ta dziewczyna jest inna. Na pozór sprawia inne wrażenie, ale tak naprawdę, gdzieś w głębi duszy jest mocno zraniona, albo po prostu nie chce być zraniona.
   Marszczy brwi, kogoś jej przypomina. Po woli się domyśla. Już wie. Potakuje głową. No tak ... Zwykle, chodź nie świadomie, zaprzyjaźnia się z ludźmi podobnymi do niej samej.
   Po mimo tego, że różnice po między nimi dwiema są tak bardzo uchwytne i rzucają się na pierwszy rzut oka, wie, że nie bez powodu i przyczyny tak bardzo polubiła tą osobę. Zdaje sobie sprawę, że czasami aż nad to przytłacza ją swoim wybuchowym i nieco zwariowanym charakterem, ale taka właśnie jest.
   Zawsze stara się emanować dobrą energią, zarażać wszystkich swoim dobrym samopoczuciem. Od zawsze taka była. Radosna, nastawiona pozytywnie do świata, ciesząca się z każdej małej rzeczy.
   Uśmiecha się, życie jest piękne. I mocno wierzy wierzyła ? Nie ważne. w te słowa. Zawsze stara się patrzyć na świat przez różowe okulary. Nie rozumie tych pogrążonych w smutku, którzy użalają się nad sobą. Ona jest żywym przykładem, że można cieszyć się z każdej upływającej chwili, bo co im z takich ponuraków ? Śmieję się cicho, pod nosem.
   Od nie pamiętnych czasów, zawsze taka była. Po mimo tego umie zachować spokój, ale nie na długo. Ludzie mają do niej zaufanie, lubią ją, a ona cieszy się z tego powodu bo lubi być w centrum uwagi, lubi szacunek, aprobatę, taka jest, tak ?
   Nawet nie zauważa kiedy cały gniew już dawno ulotnił się. Kręci głową, i po co były te nerwy ?
- Wszystko w porządku ? - pyta brunetka unosząc brwi do góry, siedząc na łóżku, na drugim końcu pokoju.
- Jasne. - uśmiecha się.
No tak przed chwilą była jak burza i szalała rozgniewana po całym pokoju, a teraz śmieje się sama do siebie (ale taka jest, pamiętasz ?).
- Pójdę się przejść. - oświadcza po chwili namysłu.
   Brunetka kiwa po woli głową, bacznie przyglądając się jej. Chyba myśli, że zwariowała, no cóż nie dziwi się jej.
   Opuszcza pokój i wolnym krokiem, z wysoko postawioną głową do góry udaje się na dziedziniec. Chce zaczerpnąć świeżego powietrza i dokładnie móc wpatrywać się w słońce, które po woli chowa się za horyzontem. Świat staje się wtedy taki magiczny. Słońce ogrzewa już ostatkami sił, swoimi ciepłymi, żółto-pomarańczowymi promieniami, powierzchnię ziemi. Gdyby mogła, zatrzymała by czas właśnie w tym momencie.
   Na myśl od razu przychodzi jej postać Marco. Oboje kochają wpatrywać się godzinami w zachód słońca.

Wspomnienie III : Promienie.

   Siedzi na rozkładanym krześle w ogródku, ogrzewając się w promieniach słońca. Dokładnie rozkoszuje się chwilą, każdą godziną, minutą, sekundą ...

   Przymyka powieki. Wciąga do płuc zapach jeszcze nie dawno skoszonej trawy. Nie chce otwierać z powrotem oczu. Boi się, że gdy to zrobi, to wszystko zniknie jak za sprawą magicznej różdżki.

   Słyszy czyjeś kroki, po chwili jakby ktoś się nad nią nachylał. Czuje jak ktoś zasłania jej oczy.
Zgaduj kto to, słyszy i nie ma już wątpliwości.
Marco, uśmiecha się.
   Zdejmuje z oczu jego dłonie i faktycznie nie pomyliła się, nigdy by się nie pomyliła. 

Zepsułaś całą zabawę, udaje obrażonego. Siada obok. 
   Śmieję się, uwielbia jego towarzystwo.
Cudownie, prawda ?
   Potakuje głową. Nie zaprzeczyłaby. Kocha zachody słońca.

Wiesz ... 
   Przygląda się jej. Oczarowany, tak bardzo ... zakochany ?
Chyba skradłaś słońcu parę promieni, chichocze.
  Wybucha tubalnym, urwanym śmiechem.
A ty moje serce, przewija się przez jej myśli.

   Tak bardzo się cieszy, że jednak zrezygnował z możliwości studiowania w Londynie. Z całego serca popiera go we wszystkim co zadecyduje. Pragnie tylko jego szczęścia. Wiadomość, że nie będą się już widzieli, a tylko od czasu do czasu telefonowali, zasmucała ją, po mimo tego, że robiła dobrą minę do złej gry.
   Znają się od dziecka. Wszędzie zawsze razem, bo cóż nie pamięta czasu gdy byli osobno. Marco nie opuszczał jej na krok. Ich przyjaźń miała trwać wiecznie. Przyrzekali : ,,Zawsze i na zawsze''. Chodź teraz te słowa wydają się takie puste ...
   Cicho wzdycha. Uważa go za swojego przyjaciela, ale to nie zmienia faktu, że przy jego obecności, jej serce bije dwa razy mocniej, o mało nie wyrywając się z piersi. Jeszcze nie dawno nawet by nie pomyślała, nie przyznałaby się ... Dziś wie, że darzy tego człowieka czymś więcej niż tylko przyjaźnią.
   Przyjaciel, prycha pod nosem. Kocha się w nim od liceum i kompletnie szaleje na jego punkcie, jednak po mimo swojej pewności siebie, nigdy nie odważyła się wyznać tego co naprawdę czuje. Jako małe dziecko, chodziła zachwycona prawdziwą miłością, którą mogła oglądać w bajkach. Wszystko wydawało jej się takie proste. Głupia, potrząsa głową.
   Kiedyś (a szczególnie dobrze pamięta) był taki moment, że nie wiele im zabrakło by w końcu być razem. Jednak za każdym razem los ich od siebie odsuwał. Oboje zranieni tym, że nie wyszło, zauważalnie się od siebie odsunęli. Widocznie skazani są tylko i wyłącznie na przyjaźń.
   Nie liczy na nic szczególnego ze strony Marco. To co było minęło i nigdy więcej nie powróci. Zadecydowali, a może i ona sama? że pozostając w przyjaźni, kiedyś, w przyszłości na pewno im to wyjdzie na dobre.
   Na ten moment może pozwolić sobie zabawić się w swatkę. Natalia i Maxi ? Ci dwoje w końcu i tak będą razem ...Zastanawia się i w końcu wymyśla całkiem niezły plan. Czas na kolejne zadanie; operacja ''Francesca i Leon muszą być razem''. Uśmiecha się diabolicznie, zadowolona i dumna ze swojego pomysłu.
   Niespodziewanie wyrzuca z siebie okrzyk zaskoczenia, bo przez zamyślenie się, zagapia się i wpada na kogoś. Zamyka oczy i gotuje się do upadku, ale po chwili zdaje sobie sprawę, że do niego nie doszło. Otwiera jedno oko, później drugie. Rozgląda się. Już wie - wylądowała w czyiś ramionach. Unosi do góry wzrok. Jej serce bije jak oszalałe na myśl, że mogłaby skończyć z obolałym tyłkiem, lub co gorsza, złamaniem jakiejś kończyny.
   Unosi wzrok, nie może wykrztusić ani słowa, gdy wybawcą okazuje się Federico Pasquarelli . Trwają tak oboje przez chwilę, gdy w końcu ona gwałtownie podnosi się z jego rąk i zaczyna poprawiać swoje roztrzepane włosy. Na raz, znowu podnosi się jej ciśnienie, a złość znowu się w niej zapalczywie gotuje.
   Tego chłopaka, chcąc czy nie poznała już w szkole podstawowej. Podobno określany jako jeden z najprzystojniejszych i najbardziej popularnych chłopaków w akademii; przygląda się dokładnie, naprawdę nie wie co widzą w nim te wszystkie inne dziewczyny ... Osobiście nienawidzi go z całego serca i ma ku temu swoje powody.
   Odkąd sięga pamięcią, chłopak ten miał w zwyczaju uprzykrzać jej życie. Chodził za nią i na każdym kroku dokuczał i wyśmiewał ją. Nigdy mu tego nie zapomni, nawet jeśli wybaczy.
   Tym razem nie wytrzymuje i wybucha, nawet jeśli ten wypadek to nie jego wina.
- Patrz jak chodzisz ! - wykrzykuje.
- Nie ma za co, koteczku. - na jego twarzy znowu ten łobuzerski uśmieszek, który doprowadza ją do szału; mimo tego policzki płoną w rumieńcach.
- Kote ... Słucham ?! - ściąga brwi. - Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a uwierz, że ...
- Uwielbiam jak się tak denerwujesz. - pochyla się, szepce za jej uchem, a ona wzdryga się.
   Automatycznie odpycha go od siebie, krzywi się. Nie da się mu się tak łatwo, nie wpadnie w jego sidła. Nie należy do takich dziewczyn, który wzdychają na jego widok i gdyby mogły, od razu same wpakowałyby mu się w objęcia, a najlepiej do łóżka. Od razu nie dobrze jej na samą myśl ...
- Nienawidzę cię. - patrzy mu prosto w twarz, nie boi się tak klarownie oznajmić, że go nienawidzi. I gdyby mogła, zabiłaby go lodowatym spojrzeniem.
- Wiesz, to nie ja wpakowuje się w czyjeś ramiona ... - odgryza się, przysuwając.
   Dzieli ich zaledwie parę milimetrów, ale żadne nawet nie drgnie.
- Dobre sobie ... - kręci głową.
   Już ma coś dodać gdy ten przerywa jej.
- A tak a pro po to pozdrów Marco. Myślałem, że już dawno jest w Londynie.
- Nie powinno cię to ani trochę interesować. - splątuje ręce na klatce piersiowej.
   Śmieje się bezczelnie prosto w twarz.
- No tak ... Dalej w nim zakochana.
- A co ? Zazdrosny ?
   Przez chwilę pozostają w milczeniu. Włoch mierzy wzrokiem, centymetr po centymetrze jej twarz, na końcu, głęboko spoglądając w oczy.
   I znowu śmieję się, ale tym razem jakoś dziwnie, załamanym głosem ...
- Zazdrosny ? - unosi brwi. - Bardziej podejrzewałbym o to Marco.
   Wciska dłonie do przednich kieszeń ciemnych spodni. Unosi kąciki ust ku górze i po chwili wymija ją.
   Oddycha głośno, wciąga spazmatycznie powietrze. Pociera czoło. A niech go ... Serce bije jak młotem. I znowu aż kipi złością, chodź czuje coś jeszcze ... Jakby serce coś szeptało, ale ona nie zupełnie to słyszy, albo po prostu nie chce. Już sama nie wie.
   Stoi jak ten słup soli i dopiero po chwili budzi się z rozmyśleń. Rozgląda się dookoła. Słońce już prawie zachodzi całkiem za horyzont. Nici z jej delektowania się pięknem zachodu słońca.
   Rzucając jeszcze jakieś obelgi pod tytułem tego znienawidzonego Włocha, odchodzi zrezygnowana, kierując się do pokoju swojej przyjaciółki, Natalii. Wywnioskowała, że musi z nią natychmiast porozmawiać bo inaczej zwariuje, a znając życie, Francesca z nie chęcią będzie wysłuchiwać jej ''głupot'' o ile już dawno nie śpi.

*
późnym wieczorem ...

   Zakańcza czytać jeden z kilkunastu rozdziałów, które zostały jej jeszcze do przeczytania do końca. Przeciąga się. Ziewa jakby miała zaraz kogoś połknąć. Śmieje się nawet nie wiedząc z czego. Powieki stają się ciężkie i co chwile opadają, skłaniają się ku oddaniu się w krainę Morfeusza. Podnosi się do pozycji siedzącej. Nie może iść spać. Chętnie przeczytałaby jeszcze z dwa rozdziały, ale na próżno idzie jej zapalczywe przeciwstawianie się przed zaśnięciem. 
   Wypełza z łóżka i podchodzi do okna. Otwiera i wpuszcza do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. Ma nadzieję, że dzięki temu, zimny, wpadający powiew wiatru nie pozwoli jej tak szybko usnąć. 
   Spogląda na puste łóżko swojej współlokatorki. Dalej jej nie ma. Jeszcze trochę i zacznie się o nią martwić. Kręci głową. Przysiada na łóżku. Niespodziewanie do jej uszu dobiega ciche pukanie do drzwi. Natychmiast się prostuje. 
- Proszę ? - ściąga brwi. Kogo o tej porze zebrało na odwiedziny ?
   Drzwi trochę się uchylają, a zza nich wygląda jakaś postać. Mężczyzna - poznaje po posturze ciała.              Wytęża wzrok. Gdyby nie lampka obok jej łóżka kompletnie nic by nie mogła dostrzec. Szybko rozpoznaje chłopaka. Leon.
- Ludmiły nie ma. - bierze w swoje ręce książkę z zamiarem kontynuacji czytania.
   Niezbyt obchodzi ją chłopak i nic sobie z tego nie robiąc, zaczyna czytać, w głębi duszy oczekując aby sobie już poszedł.
- Zauważyłem. - śmieję się, a raczej chichocze. Następnie próbuje się uspokoić, spoważnieć. - Właściwie to ja do ciebie. 
   Unosi wzrok znad lektury. Mruga zdziwiona oczami. Chyba się nie przesłyszała, prawda ? A może jest już tak bardzo śpiąca, że jej wyobraźnia wyobraża sobie o wiele, wiele za dużo. 
- N-nie rozumiem. - patrzy pytająco. Nie ukrywa, że jest zaskoczona. 
- Chciałem zaprosić cię na spacer. - wyjaśnia. Unosi delikatnie kąciki ust ku górze.
   Przechyla głowę, spogląda na chłopaka. Po chwili zamyka książkę i schodzi z łóżka. Jeszcze przed chwileczką tak bardzo nużyło ją do spania, a teraz nawet nie czuję zmęczenia i chęci ułożenia się do snu.       Sama nie wie czego się na to decyduje. Ubiera buty, a następnie oboje wychodzą z pokoju.
- Dlaczego Buenos Aires ? - zaskakuje ją pytaniem.
- Kocham to miasto. - pozwala sobie na uśmiech, gdzieś w głębi duszy na samą myśl o tym, że tu jest i będzie.
   Wchodzą do jednej z sali, gdzie miała okazje już przebywać podczas gdy słyszała tą magiczną melodię, której sprawa do tej pory nie została wyjaśniona. Przy oknie stoi fortepian, który połyskuje w blasku księżyca.
- Grasz ? - pyta, zauważając na jej twarzy uśmiech na sam widok tego instrumentu.
- Na fortepianie ? Oczywiście. - podchodzi, przejeżdżając delikatnie dłonią po klawiszach.
   Brunet zasiada przy fortepianie i wyciąga ręce do gry.
- Zwariowałeś ? - szepcze, chwytając go za dłonie. - Jeszcze ktoś usłyszy ii ...
   Zaczyna się śmiać.
- Z czego się śmiejesz ? - zaczyna się denerwować.
- Ten pokój jest dźwiękoszczelny jak wszystkie inne, tak by ktoś grając nie zakłócał lekcji obok, rozumiesz ? - uśmiecha się nad wyraz rozbawiony jej miną.
- Przepraszam. - przykłada dłoń do czoła.
   Kręci głową. Nie wierzy, że w ogóle na niego naskoczyła. Zapomniała czy nie wiedziała ? To nie ma znaczenia. Wybucha śmiechem.
   Spuszcza głowę. Opiera się o instrument i zaczyna wsłuchiwać się w melodię jaką odgrywa Leon. Jest zafascynowana tym jak przepięknie gra. Mogłaby wsłuchiwać się tak godzinami i równie dobrze usnąć jak przy prze pięknej kołysance, która mogłaby ją utulić do snu.
   Nagle coś sobie przypomina. Ta melodia ... Sama nie wie jak to ująć, a na dodatek nie jest w stu procentach pewna. Melodia trochę podobna do tej, którą słyszała gdy przybyła do akademii. Czy możliwe jest to, że to właśnie Leon grał tą melodię ? Potrząsa głową. Nie wierzy. Zapytałaby, ale nie pewność jej nie pozwala. Czuje, że gdyby to był on od razu by rozpoznała po pierwszym naciśnięciu klawiszu. W tym przypadku tak nie jest. A co jeśli się myli ?
- Fran. - lekko potrząsa ją za rękę.
- Hm ? - budzi się z rozmyślań, przysiada obok niego.
- Nie ważne. - nikle się uśmiecha, spuszcza wzrok.
- Przepraszam. Po prostu tak zasłuchałam się w melodię ... - szybko się tłumaczy, bo w głębi duszy zależy jej. Ale na czym ?
- Rozumiem. - przez chwilę nad czymś zastanawia. - Wiesz odkąd cię poznałem, pierwszy raz zobaczyłem ... Chciałbym cię bliżej poznać. - wyznaje.
   Kiwa przecząco głową. Nawet jeśli, nie mogą być razem. Już wie do czego to wszystko zmierza. Przyrzekała się nie zakochiwać. Ona sprowadza tylko istne zło. Nie może nawet poradzić sobie ze swoimi demonami, które nawiedzają ją od wypadku. Przyleciała się tu uczyć, rozwijać swoją pasję, ale także postarać się aby jej utracona pamięć powróciła. Z resztą nawet się nie znają ...
   Kamienieje. Chyba się przesłyszałam.
- Proponujesz mi randkę ? - wykrztusza, w końcu - po minucie, albo dłużej.
- No tak. - chichocze pod nosem, rozczulony jej skołowaną miną, reakcją. - Rozumiem jeśli nie chcesz ...
- Ja ... - nie pozwala jej dokończyć. Zaciska pięści. 
   Wzdycha głośno, zastanawia, rozważa wszystkie za i przeciw, dalej nie pewna; uśmiecha się, minimalnie nie tak jak powinna, jednak szczerze.
- Wracamy ? - ucieka przed odpowiedzią, wie, że nie za daleko.
- Jasne. - cicho wzdycha.
   Wstają z krzesła, kierują się do wyjścia. Przemierzają, już całkiem opustoszałe korytarze w milczeniu. Ona, bije się z swoimi własnymi myślami. Na jednym ramieniu aniołek, który odradza, na drugim zaś diabełek, który kusi. Nie wie co robić.
   Spogląda na jego twarz. Taki zamyślony, smutny ... Może gdyby się zgodziła, poznała go bliżej ... Nie muszą być od razu parą, wystarczy przyjaźń. Naprawdę polubiła tego bruneta, mimo tego, że tak krótko się znają.
   Zatrzymują się przy drzwiach do jej pokoju. Leon stoi przed nią z spuszczoną głową, jakby zawiedziony. Przygląda się jej po czym wymusza uśmiecha.
- Dobranoc. - szepcze.
- Leon. - chwyta go za rękę, zatrzymując. - Zastanowię się.
   Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech i znowu jakby oczy się śmiały, odzyskując odebraną nadzieję.
- Dobranoc. - powtarza.
   Składa na jej policzku delikatny pocałunek.
   I znika.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Od autorki :
Tak o to prezentuje się kolejny rozdział !
Bardzo szybko go napisałam, (o dziwo) ale jakoś nie jestem z niego zadowolona.
Mam nadzieję, że po prostu wam się ten post spodobał.
Pozwolę sobie za spojlerować; w kolejnym rozdziale trochę o Natii :)
Do następnego ;*

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 01 : Mgliste wspomnienia.

Do wszystkich : Bardzo przepraszam za długą nie obecność na tym blogu. To wszystko nie tak miało wyglądać, ale postaram się poprawić. Dziękuję wszystkim którzy zechcieli zajrzeć na bloga i go skomentować. Przybyło wielu nowych czytelników, którzy mam nadzieję, że zostaną na dłużej. Dziękuję bo bez was nie byłoby nic.
Do Fedemila Forever : Za drobiazgi, a także za miłe i ciepłe słowa oraz za wszystko, co pomiędzy - dziękuję.
Do Katie : Dziękuję. Nie wiem czy to wystarczy :/ Ja po prostu ... Brak mi słów. Jest mi tak bardzo miło, naprawdę. Jeśli zostaniesz na dłużej to będę niezmiernie wdzięczna. To ty jesteś wielka ;*

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~


Myślisz, że wspomnienie rozbite
na tysiąc kawałków
przestaje być wspomnieniem ?
A może ma się wtedy
zamiast jednego tysiąc wspomnień ?
Jeśli tak, to myślisz, że teraz
każde z tego tysiąca będzie
bolało z osobna ?


Trzy lata później ...
Okrutna teraźniejszość; bo tak w życiu bywa.

  Zamyka oczy, przechyla głowę w stronę słońca. Pozwala ciepłym promieniom słonecznym ogrzać jej bladą anielską twarz. Wrześniowy powiew wiatru rozwiewa jej kruczoczarne włosy.
  Uśmiecha się nikle, rozkoszując się beztroską chwilą.
  Odwraca głowę, patrzy. W głębi duszy nie dowierza. Jej brązowe oczy wzbierają się łzami.
- Buenos Aires ... - szepcze do siebie i rozgląda się.
  Wszystko niby takie jak z przed kilku lat, a jednak inne. Obce ? Pamięta jak przez mgłę. Było inaczej, na pewno. Ale jak ? Trudno określić. Tak jakby coś cennego, nadludzkiego, nadającego tą nie powtarzalność, zniknęło, odeszło i nigdy nie powróciło. Mimo tego cieszy się, a w myślach z radości powtarza : wróciłam.
   Przekracza próg wielkiego budynku. Stawia pierwszy krok, później drugi i kolejny. Ciągnie za sobą swoją granatową walizkę. Rozgląda się. Szuka pomocy ? Szybko rozwiewa głupie myśli. Podnosi dumnie głowę. Sama da radę. Stawia pewniejsze kroki.
   Nagle zdaje sobie sprawę, że jest tu cicho, zbyt cicho jak na to miejsce. Przemyka spojrzeniem po dziwnie opustoszałym, korytarzu. Ma wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Wiszące portrety słynnych muzyków zerkają na nią.
   Szepczą, pytając co taki anioł tu robi ?
   Idzie dalej, nie zatrzymuje się. Do jej uszu dobiega piękna melodia. Muzyka dla jej uszu. Podąża za nią. Jest jak w transie, tak jakby ktoś ją prowadził za rękę. Ktoś gra na fortepianie, na jej jednym z ulubionych instrumentów. W myślach potrafi wyobrazić sobie każdy naciśnięty klawisz. Umie grać z słuchu. W głowie sama odgrywa tą melodię.
   Stoi przed drzwiami. To właśnie za nimi ktoś grając opowiada piękną historię, która wydaje się nie mieć końca. Już gdzieś słyszała tą melodię. Wydaję się jej tak bardzo znajoma i bliska.
   Opiera się o ścianę i zamyka oczy. Próbuje wsłuchać się głębiej, zatopić się w niej po uszy. Tak bardzo stara się przypomnieć skąd ją już zna, jednak nie potrafi, nie może, a tak bardzo tego pragnie. Nagle melodia cichnie. Zdaje sobie z tego sprawę dopiero po chwili. Na jej twarzy pojawia się smutek. Chce dalej móc wsłuchiwać się w tą melodię. Długo nie zastanawiając się, wchodzi do środka, energicznie łapiąc za klamkę.
   Pomieszczenie nie zbyt duże, przestronne, rozświetlone przez wpadające promienie słońca zza okien. Patrzy na fortepian stojący pod oknem, bardziej w koncie. Podchodzi bliżej, trochę nie pewniej. Nic z tego nie rozumie. Przy fortepianie nikogo nie zastaje. Przeciera oczy i potrząsa głową z niedowierzaniem. Jest pewna, że dokładnie słyszała tą piękną melodię.
   Wychodzi jakby zawiedziona, pogrążona w myślach. Oddałaby wszystko by usłyszeć tą melodię jeszcze raz. Dalej nie może pogodzić się z tym, że nikogo nie było przy fortepianie. Słyszała to i dobrze wie, że nie wydawało jej się.
   A może jednak ?
   Zastanawia się i po krótkiej chwili dochodzi do wniosku, że to nie możliwe. Prycha pod nosem. Przykłada rękę do głowy. Jest zmęczona, powinna odpocząć po podróży.
   Wchodzi do swojego pokoju. Swojego ? Może nie do końca. Zapomniała, że będzie musiała go dzielić z swoją współlokatorką, której nawet nie zna.
   Nie zauważyła żadnych walizek ani ubrań, więc do akademiku przybyła jako pierwsza. Postanawia skorzystać z okazji i wybrać sobie już swoje łóżko. Od razu podoba jej się to stojące pod oknem. Nie zastanawiając się dłużej, pada zmęczona na jedno z posłań, a po chwili zasypia ...

   ... lecz nie na długo.
   Coś ją dręczy i powtarza w kółko, lamentując ...
   FRANCESCA !
   Prześladuje ?
   Nie daje zasnąć, odpocząć. Doprowadza do krzyku.
   Znowu to samo.
   Odchodzą by z powrotem powrócić z większą siłą.


Mgliste wspomnienia

Wspomnienie I

   Wszystko zaczęło się trzy lata temu. Był rok 2012. Wszyscy cieszyli się z tego pięknego, upalnego, czerwcowego lata. Jak teraz. 
   Zwykle pamięta wszystko doskonale. W szkole nie miała problemu z zapamiętywaniem, a nawet wtedy kiedy mama prosiła ją by poszła do sklepu i kupiła parę sprawunków. Pamięta wszystko i czasami aż siebie zaskakuje. Potrafi wyrecytować wierszyk, którego uczyła się w pierwszej klasie. Niby nic specjalnego, ale któż by inny to potrafił pamiętać po paru dobrych latach ?
   Jednak jest coś co przed nią umknęło. 
   Był rok 2012. Wszyscy cieszyli się z tego pięknego, upalnego, czerwcowego lata.
   Do Buenos Aires przyleciała na pół roku wraz z rodzicami. To nie były wakacje, a wyjazd wycieczką. Nie. To było otwarcie kolejnej firmy rodziców za granicą. 
   Nie lubiła podróżować, a w szczególności samolotem. To było coś co od dziecka ją przerażało. Tyle się przecież mówi o tych katastrofach lotniczych, ale nic nie mogła na to poradzić. Rodzicie nie pozwolili by zostać jej samej w Włoszech. Nie sprzeciwiała się wyjazdom. Otwieranie kolejnych firm były dla jej rodziców spełnieniem marzeń. Cieszyli się, a ona starała się cieszyć razem z nimi.
   Był rok 2012. Wszyscy cieszyli się z tego pięknego, upalnego, czerwcowego lata.
   I chyba tylko to pamięta, na dodatek jak przez mgłę.
   Pamięta też światło. Oślepia ją za każdym razem gdy zasypia, budząc. 
   Pamięta też zachodzące słońce nad horyzontem.
   Czyjś śmiech ... ale nie potrafi rozpoznać głosu.
   Krzyk tak przeraźliwy.
   Trzask tak prawdziwy.
   I ciemność ...

   Otwiera oczy. Zrywa się z łóżka. Trzepocze rzęsami. Znowu to samo. Ma tego dość. Im bardziej chce przed tym uciec, tym bardziej to ją dogania. Myślała, że uwolniła się od tego, że uciekła. Na próżno.
   Oddech ma przyspieszony i nie równy. Strach ponownie oplótł ją od stóp do głów. Rozgląda się. Koło małego stolika stoi dziewczyna pochylona nad czymś stłuczonym, niegdyś pewnie przypominającym postać wazonu.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić. - mówi w zakłopotaniu blondynka.
   Wstaje z łóżka. Podchodzi do dziewczyny (za pewnie swojej współlokatorki).
- Nic się nie stało. - unosi lekko kąciki ust w górę.
   Bez zastanowienia pomaga pozbierać porcelanę. Szybkim ruchem zbiera kawałki i odkłada gdzieś na bok. Może da się posklejać ?
- Dziękuję. - mówi otrzepując ręce. - Ludmiła. - wyciąga do niej dłoń w geście przywitania. No tak nie znają się. - Dla przyjaciół Lu. - dodaje.
   Uśmiech ma szeroki, szczery. W jej brązowych oczach jest coś w postaci radości, pałającej sympatii, którą szybko można uchwycić bo nie trudno tego zauważyć. Głęboko w sercu odczuła smutek. Ta dziewczyna jest taka radosna, szczęśliwa. Może jej tylko tego pozazdrościć.
   Analizuje wzrokiem. Wydaję się całkiem miła, a przecież się jeszcze nie znają.
- Francesca. - podaje dłoń.
- Zakręcony ten dzień. - spogląda na kawałki porcelany. - Najpierw uciekł mi autobus, później nie mogłam tu trafić, teraz to. - nawija jak katarynka przy czym jest trochę zabawna. Nie sposób jej przerwać. - Przepraszam. Gadam jak najęta, a kogo to obchodzi ?
- Może da się posklejać ? - myśli nad znalezieniem porządnego kleju by skleić to co zostało rozbite.
- Słucham ? Ahh tak, tak.
- Posklejam to. - oświadcza.
- Nie, nie, nie. - kręci przecząco głową. - To moja wina więc ja powinnam. - zabiera kawałki do siebie, kładąc je na małym stoliku stojącym obok jej łóżka.
   Wie, że nie wygra. Odpuszcza. Uśmiecha się i wraca na swoje łóżko. Próbuje zasnąć. Znowu. Nie potrafi. Boi się, chodź tak naprawdę, w głębi duszy wie, że nie ma czego, jednak coś jej nie pozwala. Przewraca się z boku na bok. Te koszmary nawiedzają ją ilekroć zamknie oczy. Nigdy nic nowego, cały czas to samo, do znudzenia. Dzieję się tak to od wypadku. Dokładnie od 2012 roku. Kiedy wszyscy cieszyli się z tego pięknego, upalnego, czerwcowego lata. Nic nie pamięta. Nic nikt o niczym nie wie na ten temat. Mówią, że to utrata pamięci z powodu silnego uderzenia, a wie tyle ile jej opowiedziano. Praktycznie nic.
- Koszmary ? - wyrywa ją z zamyśleń.
   Blondynka siedzi przed wielką walizką i po woli wypakowuje swoje rzeczy.
   O swoich zapomniała. Nie chce jej się, później się za to zabierze.
- Dlaczego pytasz ? - unosi jedną brew do góry.
- Mówiłaś przez sen. - odpowiada spokojnie.
- Co ? - natychmiast prostuje się.
- Jakieś nie zrozumiałe bełkoty. - uśmiecha się. - To co ci się śniło ?
- Właściwie ... Nic. - odpowiada po chwili zastanowienia się.
- Dziwne. - mruczy jakby do siebie. - Ja chciałabym żeby coś mi się przyśniło. Nie pamiętam kiedy ostatnio śniłam. Nawet koszmary mi się nie śnią. Już zapomniałam jakie to uczucie. Chciałabym aby przyśnił mi się jakiś gorący Latynos, albo nie ! Jakiś umięśniony brunet. Albo jedno i drugie. - znowu gada. Jest zabawna i z trudem można powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Czasami irytująca, ale przez chwilę.
Wariatka. - myśli i śmieję się.
   Obraca się na drugi bok i próbuje zasnąć. Tym razem zasypia z myślą o pięknej melodii, którą miała okazję dzisiaj posłuchać.

   Otwiera oczy, a po chwili szybko przysłania je dłonią. Wiązka światła przebijająca się przesz zasłony okna, poraziła jej zaspane oczy.
   Przeciąga się na łóżku jak leniwa kotka i otwiera oczy. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że w pokoju nikogo oprócz niej nie ma. Czyżby zaspała na pierwsze zajęcia ?
   Szybko podrywa się z łóżka i podbiega do swojej torby podróżnej z której zaczęła wyrzucać ubrania, a poszukiwać tych, które nadawały by się na dzisiejszą pogodę. Kątem oka spogląda na widok za oknem. Pogoda dalej dopisywała. Natychmiast wyciągnęła z torby jedną z swoich ulubionych sukienek i razem z przygotowanym ubraniem pobiegła do łazienki wziąć szybki prysznic.
   Wpada pod prysznic. Ciepłe krople wody pobudzają ją do życia, odprężają ... Przymyka oczy. Cieszy się błogą chwilą. Na jej twarz wkrada się uśmiech. Jest szczęśliwa, a przynajmniej tak jej się wydaję. Nic jej w życiu już nie brakuje. Ma wszystko. Od lat czekała na tą chwilę by móc powrócić do tego miasta i zostać tu. Jest tu dopiero dzień, a to dopiero początek. W głębi duszy ma nadzieję, że to miejsce sprawi, że uleczy jej rany, a jej demony, które nawiedzają ją ilekroć na moment przymknie oczy, odejdą na zawsze.
   Niespodziewanie dopada ją silny ból głowy. Zaciska zęby, obejmuje rękoma głowę. Ten ból przeszywa ją na wskroś. Osuwa się na ziemię. Próbuję krzyczeć, ale na marne.
- Fran ? - słyszy głos swojej współlokatorki dobiegający z ich pokoju.
   Wychodzi z pod prysznica. Słania się na nogach. W pośpiechu szuka swoich tabletek, które jeszcze w czasie uczęszczania na zajęcia, terapeuta przypisał je jej by miały w jakiś minimalny sposób jej pomóc. Na raz połyka aż dwie. Po paru sekundach ból staje się łagodniejszy, a następnie ustępuje.
- Francesca. - słyszy pukanie do drzwi. - Jesteś tam ?
   W pośpiechu nakłada na siebie ubrania, a mokrym włosom pozwala kaskadami spływać z ramion.                Otwiera drzwi i wychodzi.
- O Fran. - spogląda na blondynkę.
   Wydaję się być trochę przestraszona i zdenerwowana. Na twarzy wymusza nikły uśmiech.
- Już myślałam ... - kręci głową, zaprzeczając swoim własnym myślą. - Nie ważne ... - uśmiecha się.
- O co chodzi ? - unosi jedną brew, pytając.
- Daj znać kiedy będziesz gotowa. Zejdziemy razem na śniadanie. - mówi i zawraca, podchodząc do stolika gdzie leżą kawałki rozbitego wazonu. Przysiada na krześle i zaczyna szukać odpowiednich elementów, które mogłyby pasować do siebie.
   Wchodzi z powrotem do łazienki. Opiera się o umywalkę, staje przed lustrem i przygląda się sobie. Oczy podkrążone od braku snu, na dodatek jest coś w nich, że gdy sama w nie spojrzy, przeszywa ją dreszcz strachu. Zastanawia się, a po chwili spuszcza wzrok. Odkręca kran z zimną wodą i ochlapuje twarz wodą tak by się pozbyć resztek bólu po zaistniałej sytuacji, która miała wydarzenie kilka minut wcześniej.
   Przeciera twarz swoim ulubionym miękkim, niebieskim ręcznikiem. Podnosi po woli wzrok i zauważa w odbiciu lustra nie tylko swoje odbicie, ale także kogoś innego. Jakaś czarna postać stoi z tyłu za nią. Upuszcza z przerażenia ręcznik na ziemię i gwałtownie odwraca się do tyłu. Nie wierzy w to co zobaczyła. Przeciera z niedowierzaniem oczy.
- Francesca ! - słyszy wołanie Ludmiły.
- Już idę. - odkrzykuje.
   Podnosi z podłogi ręcznik i wiesza go na wieszaku. Rozplątuje swoje włosy, które już zdążyły same doschnąć i wychodzi z łazienki.
- No nareszcie. - blondynka stoi przy wyjściowych drzwiach.
   Spogląda na stolik gdzie zostały pozostawione kawałki rozbitego wazonu. Niestety dalej jest w kawałkach i najwidoczniej wysilenia blondynki na nic się nie zdały by pozbierać ten antyk do swojej dawnej postaci.
- Tego przeklętego wazonu nigdy nie zdołam poskładać. - dziewczyna podchodzi do stolika i z zniechęceniem wpatruje się w kawałki.
- Spokojnie. - śmieje się pod nosem. - Idziemy ? - zmierza ku wyjściu.
- Jasne. - coś jeszcze mamrocze pod nosem w stronę rozbitego wazonu i po chwili opuszcza pokój.
- Nie jesteś stąd prawda ? - zagarnia przerywając cisze.
- Przyleciałam tu z Włoch. - odpowiada wodząc wzrokiem za każdym swoim postawionym krokiem.
- Ohh tam jest podobno cudownie. Osobiście tam nie byłam, ale kiedyś ... Kto wie ... - śmieje się.
- Nie ma tam nic nadzwyczajnego. - krzywi się.
- Jak możesz tak mówić ? - oburza się. - Porównując to z tym miastem to ...
- Osobiście uważam, że Buenos Aires jest uroczym miastem i bardzo zachwycającym miejscem ...
- Mieszkam tu od urodzenia i uwierz mi gdybym mogła wyrwałabym się z tego miasta. To miejsce jest przeklęte ...
   Ostatnie zdanie długo zapada w jej umyśle. Stara się zrozumieć swoją współlokatorkę dlaczego tak miałaby twierdzić. To miasto nie należy do siedmiu cudów świata, ale w szczególności dla niej, jest szczególnym miejscem. Od zawsze chciała tu mieszkać. Dobrze pamięta, że tu spędziła swoje najpiękniejsze chwilę w czasie wakacji. Te wspomnienia nie zamieniłaby na żadne inne. Chce móc tu zostać i cieszyć się tym miastem. Liczy na to, że dzięki temu odzyska odebraną pamięć.
   Podobno nadzieja umiera ostatnia ...
   Przechodzą przez korytarz, przez który miała już okazje spacerować. Spogląda na wiszące obrazy. Znowu oplata ją jakby zimny dreszcz od góry do dołu. Namalowani muzycy posyłają jej lodowate spojrzenia. Przez jej ciało przechodzą dreszcze. Okropni, myśli i szybko odwraca od nich wzrok.
Mija wielką sale i w końcu wraz z blondynką, dociera do jadalni. Ludmiła o wiele pewniejsza, brnie do przodu z wysoko postawioną głową do góry, uśmiechając się szeroko do wszystkich, machając na powitanie jakiejś osobie stojącej na samym końcu jadalni w kolejce po jedzenie.
   Przebiega wzrokiem po ludziach, którzy siedzą przy zajmowanych stolikach, jedząc prze różne dania. Jak dla niej jest tu za tłoczno. Cała sala ogólnie jest przestronna. Prawie trzy czwarte jej powierzchni zajmowały stoły i krzesła. Wielkie okna wpuszczały dużo słońca co sprawiało, że sala była bardzo przejrzysta. Po całym pomieszczeniu roznosiły się zapachy dobiegające z kuchni, gdzie na jadalni, panie w białych fartuchach wydawały posiłki. Jak za czasów licealnych, myśli i uśmiecha się do siebie.
   Idzie za blondynką, zmierzając do punktu wydawania dań. Czuje na sobie czyjś wzrok. Jeszcze raz rozgląda się. Studenci patrzą na nią jakby była duchem, aniołem lub innym nadprzyrodzonym stworzeniem, a przecież jest taka jak wszyscy. Spuszcza głowę i przysłania twarz za kaskadą włosów, nie chce widzieć (oczu, uśmiechu, kogoś - innego), pokazać?
- Marco ! - blondynka rzuca się na szyję jakiemuś brunetowi o brązowych oczach.
- Lu ! - wpada w jego ramiona, a on szczelnie, przytula ją do siebie jakby nie chciał żeby ktoś mu ją odebrał.
- Ja ... Myślałam ... Przecież ... - miesza się, a z jej twarzy nie schodzi uśmiech.
- Londyn to nie miejsce dla mnie. - śmieję się.
- Jak dobrze cię z nów widzieć.
   Przygląda się. Jej oczy błyszczą jak diamenty. Tak jakby ... Przez chwilę się zastanawia obserwując dokładnie zachowanie swojej współlokatorki jak i tego chłopaka, który z tego co wynika musi być bardzo blisko z blondynką. Pasowali by do siebie, szybko przebiega jej przez myśli chociaż nie byłaby tego taka pewna. Jest coś dziwnego po między nimi. Na pierwszy rzut oka nie da się tego dostrzec, jednak gdy się przyglądnąć ...
   Jakby zranieni.
- To jest Francesca. - budzi się gwałtownie z zamyśleń po usłyszeniu swojego imienia.
Prostuje się i spogląda to na Ludmiłe, to znów na chłopaka, który dziwnie przygląda się jej, jakby się czegoś doszukiwał.
- Marco. - wyciąga dłoń, uśmiecha się nikle.
- Fran. - spogląda w jego brązowe tęczówki. Twarz wydaje się być znajoma ...
   Podaje dłoń w geście przywitania, śledząc wzrokiem każde poczynanie nowo poznanej osoby.
- Francesca jest z Włoch. - zabiera swoje jedzenia i podążając tym razem za dwójką, dochodzi do wolnego stolika przy którym wszyscy zasiadają.
- Naprawdę ? - podnosi brwi w zaskoczeniu.
- Tak. - uśmiecha się, trochę nie pewnie. To przecież nic nadzwyczajnego.
- I przyjechałaś tu studiować ? - zauważalnie drwi, powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Tak. - odpowiada nad wyraz spokojnie.
   Brunet szybko wpada w zakłopotanie, odchrząkuje i jakby nigdy nic zabiera się do dalszego spożywania posiłku.
- Ja też tego nie rozumiem. - zabiera głos Ludmiła. - Ja bym tu nigdy z własnej woli nie chciała przylecieć.
Wzrusza ramionami. - Chce odnaleźć siebie. - szepcze do siebie.
- Hm ? Mówiłaś coś ? - przekręca głowę, spogląda pytająco wyczekując odpowiedzi.
- Nie, nie ... - uśmiecha się.
- Tutaj ! - blondynka niespodziewanie krzyczy kogoś przywołując.
   Unosi spojrzenie znad talerza, rozgląda się. Do stolika podchodzi jakaś dziewczyna z burzą czarnych loków na głowie. Zaraz za nią idą jakieś chłopaki. Jeden wyższy o brązowych włosach, ubrany w koszule w kratkę, drugi nie co niższy w bluzie.
- Marco ? Ty tutaj ? - pyta nieznajoma.
- Taka niespodzianka. - uśmiecha się i po chwili wpadają w swoje objęcia.
- Ejej ! - grozi palcem brunet (ten wyższy). - Że nam nie powiedziałeś to bym się nigdy tego po tobie nie spodziewał. - mówi, a po chwili wybucha śmiechem. - Dobrze cię znowu widzieć.
- Niestety. - dodaje niższy, śmiejąc się.
- Bo zacznę jeszcze tego żałować.
- Chce wam kogoś przedstawić. - przerywa konwersacje blondynka. - To Francesca, moja współlokatorka.
- Miło cię poznać. - uśmiecha się dziewczyna o kręconych włosach. - Natalia, dla przyjaciół Natii.
- To jest Maxi, a to Leon. - przedstawia po kolei dalej.
- Francesca. - z jej twarzy nie schodzi uśmiech, szkoda tylko, że tak bardzo sztuczny ...
   Ma ochotę stąd uciec. To wszystko ją przerasta. Czuje się jak w klatce, a ci wszyscy, jak na raz ją przytłaczają swoją obecnością. Może dlatego, że nigdy nie doświadczyła czegoś takiego ? Może dlatego, że zawsze była zbyt nie śmiała, lub po prostu nie była chętna do zawierania nowych znajomości, bo przecież zawsze sama.  I dopiero teraz poczuła, że wolałaby pozostać w swoim pokoju sama z książką w ręku.
   Siedzi przy stole z nowo poznanymi ludźmi. Już nawet jedzenie jej zbrzydło. Spogląda co chwilę na Ludmiłę, która zdaje się być w swoim żywiole bo gada jak najęta, a pozostali słuchają ją i śmieją się z jej opowiadań. Osobiście ją to nie bawi, chodź są momenty, że mogłaby roześmiać się z innymi, tak po prostu, najzwyczajniej na świecie. Nagle znowu czuje powracający ból głowy. Szumi, piszczy w uszach i nie daje spokoju. Musi wyjść na świeże powietrze.
   Spogląda na swój zegarek na ręce. Pierwsze zajęcia zaczynają się za parę minut, więc ma jeszcze czas.
- Muszę, znaczy pójdę się przewietrzyć. - podnosi się nie pewnie z krzesła.
   Zdaje się, że nikogo to nie interesuje bo nikt nawet nie zareagował na słowa Włoszki. Zrezygnowana odchodzi.
- Fran ! - słyszy za swoimi plecami, tuż przy wyjściu.
   Odwraca się nie pewnie bo kto mógłby ją wołać ? Przecież nie zna tu nikogo za dobrze, a o nowo poznanych przyjaciołach nawet nie pomyślała bo są zbyt zajęci opowiadaniem sobie nawzajem swoich opowieści.
- Nie będziesz mieć nic przeciwko jeśli pójdę z tobą ? - brunet nikle się uśmiecha, jeśli dobrze pamięta, Leon.
- Nie, nie ... - unosi lekko kąciki ust do góry.
   Trochę jakby zaskoczona idzie wraz z nowo poznanym chłopakiem w ciszy. Widzi jak brunet zerka na nią ukradkiem co chwilę. Spogląda na niego rozbawiona w duszy, jak on ucieka wzrokiem przegrany i świadomy tego, że został przyłapany na gorącym uczynku.
- A więc jesteś z Włoch ?
   Przytakuje.
   Kilka minut wędrują po dziedzińcu w te i z powrotem, wsłuchują się w szum wiatru, kołatający między konarami wysokich drzew, aż w końcu zmęczeni przysiadają na kamiennym murku.
   Odchyla głowę do tyłu, przymyka oczy. Wiatr sprawia, że koi jej ból głowy.
- Mam wrażenie jakbym skądś cię już znał.
   Odchrząkuje, nie robi wrażenia, bo przecież nie jest zbyt towarzyska ...
- Muszę już wracać. - wyznaję po chwili ciszy.
   Brunet jakby zawiedziony, spuszcza głowę.
- Za parę minut zaczynają mi się zajęcia. - dodaje szybko.
- Ja też, zasiedziałem się.
   Znowu cisza.
   Kiwa głową z uznaniem, trochę zaskoczona tym, że tak naprawdę gdzieś w środku nie ma ochoty iść, a pragnie zostać i pomilczeć w ciszy wraz z brunetem.
   Bo tak jakby ta cisza ich zbliża ...
- Do zobaczenia ...
   Rozchodzą się w dwie różne strony.

~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~

Od autorki :
Nawet nie wiecie ile męczyłam się nad napisaniem pierwszego rozdziału.
Zwykle z niczego nie jestem nie zadowolona i chciałabym żeby wszystko wyszło perfekcyjnie.
Nie mówię, że to jest perfekcyjne, mam nadzieję po prostu, że jakoś wyszło. Muszę się także wam wytłumaczyć z tego, że taak długo nie dodawałam tego posta. Starałam się poprawić oceny żeby udało mi się mieć świadectwo z paskiem. Teraz wszystko jest okej, poprawiłam co miałam i czekam na oficjalne zakończenie roku szkolnego.
Teraz zbliżają się wakacje i będę mieć dużo czasu na prowadzenie blogów :)))
Do zobaczenia :*
Ps. Za wszelkie błędy ortograficzne przepraszam; od razu po ich wyłapaniu postaram się je poprawić.
/Mari♥

czwartek, 23 kwietnia 2015

Prolog 00 -Pocałunek anioła-


Od autorki : Teraz się trochę bardzo rozpiszę, więc jeśli ktoś nie ma ochoty czytać tego co zaraz ogłoszę, może od razu przejść do przeczytania prologu.
Do Misi Ferro : Bardzo, bardzo Ci dziękuję za to, że komentujesz i czytasz to coś co mam w ogóle czelność opublikować. Dziwię się, że jeszcze Ci oczu nie wypaliło ;) Jesteś tu ze mną praktycznie od początku stworzenia tego bloga i widywanie Twojego komentarza jest tu normą na porządku dziennym ;D Wiem, że długo czekałaś na kolejne rozdziały tamtego opowiadania i pisałaś do mnie na priv kiedy dodam. Miło z Twojej strony, że tak się tym interesowałaś : ) W tym opowiadaniu mam nadzieję, że wynagrodzę Ci to pisząc o Fede i Lu w większym stopniu, regularnie dodając post :D
Do Fedemila Forever : Tobie też również dziękuję za każdy komentarz oraz za to, że chciało Ci się tyle rozpisywać o rozdziałach, które nie wiem czy zasługują na to ... Za każdym razem gdy czytałam Twój komentarz to nie było chwili kiedy się nie roześmiałam. Bardzo miło mi się czytało Twoje opinie. Z resztą dzięki temu zrozumiałam, że to co pisze ma jakiś tam sens i że warto dalej pisać, chociaż wiem, że tamtego opowiadania nie zakończyłam jak należy tylko urwałam w połowie. Wiem też, że bardzo lubisz Fedemile, więc w nowym opowiadaniu na pewno tą parę znajdziesz. Ja u Ciebie komentuję jak w kratkę, ale naprawdę czasami nie mam czasu żeby skomentować, za co bardzo Cię przepraszam bo nie chce żebyś myślała, że nie czytam Twojego bloga, bo przeciwnie czytam, ale jak już pisałam wcześniej nie zawsze mam czas kiedy skomentować i wyrazić swoją opinię, która i tak nigdy się nie zmieni bo piszesz fantastycznie. Trochę zagmatwanie napisałam, ale trudno :D Jeszcze raz dziękuję, że jesteś ;*

__________________________________________________________________

,,Szkoda, że nie możemy zatrzymać tej chwili, tu i teraz, żeby żyć w niej na zawsze ...''

Trzy lata wcześniej ...
.
Może rok ?
.
Nic nie pamięta.
.
No właśnie ...

   Czerwcowe słońce opadało nad zachodnim skrajem krajobrazu. Kręta droga, którą obojga zakochanych jechało, wślizgnęła się do tunelu utworzonego przez klony, topole i dęby. Promienie zachodzącego słońca wdzierały się przez drzewa tworząc urzekająco piękny widok co sprawiało, że jazda mijała im bardzo przyjemnie. Diego zapalił przednie reflektory, a następnie włączył muzykę, która cicho grała.
   Włoszka spojrzała na niego. Patrzyła na niego uważnie. Przyglądała się jego twarzy, a w szczególności oczom, które były skupione na jeździe. Uśmiechnęła się sama do siebie. 
Mam coś na twarzy ? - spojrzał na nią z uśmiechem.
Nie, nie. - zachichotała. - Wiesz, zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem dokąd mnie zabierasz, a więc ? 
Jedziemy do restauracji. - powiedział i spojrzał na nią by zobaczyć jej reakcje.
   Francesca patrzyła przez okno, a na twarzy miała wymalowany szeroki uśmiech. To był uśmiech szczęścia. Nie trudno było się tego domyśleć. Jednak ten uśmiech ... Był inny. Towarzyszyły mu smutne oczy, które spoglądały za okno, na zachodzące słońce nad horyzontem. 
Coś się stało ? - zauważył to. 
Dlaczego tak myślisz ? 
Posmutniałaś.
Nie musimy się spieszyć. - powiedziała gdy zauważyła, że Diego przyspiesza.
Popsułem ci apetyt ? - zapytał, powracając do wcześniejszego tematu, a ona pokręciła przecząco głową. 
   Auto mknęło naprzód i ostro weszło w zakręt.
Chyba to szczęście tak całą mnie wypełnia. - uśmiechnęła się. - Ale wiesz ? Szkoda, że nie możemy zatrzymać tej chwili ... 
Nic nie jest nie możliwe. - powiedział, a ona zaśmiała się.
Diego. Mówiłam, że nie musimy się spieszyć. 
To dziwne ... - mruknął. - Zastanawiam się, co ... - przelotnie spojrzał na swoje stopy. - To nie wygląda ...
Zwolnij, dobrze ? Nieważne, jeśli się trochę spóźnimy. - powiedziała trochę zaniepokojona. 
Fran coś się ... 
   Próbował zwolnić, ale nie dało się. Auto dalej jechało z szybką prędkością. Z nad przeciwka nadjeżdżał samochód. Otaczały ich drzewa. Nie było miejsca żeby skręcić w lewo czy w prawo.
Zatrzymaj się ! - zawołała.
Ja ...
Zatrzymaj się, dlaczego się nie zatrzymujesz ? - błagała. - Diego stój !
   Przednia szyba eksplodowała.
...

__________________________________________________________________

Hej !
Jak już obiecywałam wcześniej, prolog dodany.
Mam nadzieję, że spodobał wam się.
Ta historia jest czymś nowym i mam nadzieję, że nie stanie się oklepana w taki sposób, że każdy co ją będzie czytał, będzie znał już jej koniec.
Pewnie zauważyliście, że prolog napisałam perspektywą trzecioosobową i zawiadamiam, że pozostałe rozdziały też będą pisane podobnie.
To na tyle.
Do następnego !
/Mari♥